
Reklama.
Obecnie pracownicy mają prawo do minimalnej stawki w danym kraju. Ponowne delegowanie pracownika za granicę, w obrębie tego samego miejsca i w ramach tych samych zadań, zostanie ograniczone do 24 miesięcy. Po upływie tego czasu pracownicy będą podlegać lokalnemu prawu pracy. Jeśli okres od początku będzie dłuższy niż 24 miesiące, pracownika od początku obejmie lokalne prawo.
Skąd w ogóle wzięły się nowe regulacje? Powstały one pod naciskiem Francji, Belgii i Niemiec. Restrykcje nie wpłyną wbrew pozorom tylko na delegowanych pracowników. Obejmą także tych, którzy odpowiadają za obsługę i koordynację zagranicznych kontraktów. A tych w Polsce nie brakuje, mamy bowiem wysoce rozwinięty sektor związany z delegowaniem usług prawniczych, księgowych, szkoleniowych czy rekrutacyjnych. Nie brakuje także firm, które oferują kursy językowe dla wysyłanych za granicę fachowców.
To wszystko stwarza problem, bo np. w Niemczech obowiązuje 70 tys. układów zbiorowych. – Dzięki unijnym zmianom organy kontrolne krajów przyjmujących będą mogły karać za najdrobniejsze przewinienia, a takich z pewnością nie da się uniknąć – twierdzi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Krzysztof Jakubowski, wiceprezes agencji pracy Interkadra i Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.
– Będziemy musieli odnaleźć się w gąszczu miejscowych, często bardzo skomplikowanych przepisów, z których większość nie jest tłumaczona na inny język. Kary mogą sięgać kilkuset tysięcy euro – przekonuje z kolei na łamach „RP” Piotr Stolarczyk, radca prawny z Grupy Aterima.
Przedsiębiorcy rozważają zwinięcie interesu z Polski i przeniesienie go za granicę. Nad takim posunięciem zastanawia się m.in. Radosław Gałka, właściciel firmy Poland Workforce, która deleguje fachowców do Francji i Niemiec. Mówi, że nowe regulacje mają wyłącznie na celu zmuszenie nas do przeniesienia firm – i tym samym składek ZUS – za granicę.
źródło: Rzeczpospolita