Zamiast zarabiać na tworzeniu aplikacji, zróbmy biznes na ich testowaniu – pomyśleli założyciele TestArmy.com. Chwyciło. Po kilku latach działalności ich firma jest jedną z najszybciej rozwijających się przedsiębiorstw z branży IT w Polsce. O znalezienie błędów w swoich apkach proszą ich wielkie korporacje i rozwijające się start-upy. I pomyśleć, że wrocławianie doszli do tego wszystkiego za pomocą własnych pieniędzy, bo byli zmuszeni odrzucać skrajnie niekorzystne warunki finansowania, które dostali od kilku funduszy venture capital.
Jeśli wierzyć danym firmy analitycznej App Annie użytkownicy urządzeń mobilnych wykorzystują średnio 9 aplikacji każdego dnia i 30 programów w ciągu miesiąca. Pocketgamer już w 2015 roku zgłaszał, że w samym App Storze developerzy wrzucają ponad 1000 nowych apek dziennie.
Aplikacja aplikacji jednak nierówna. Przy takim zalewie produkcji użytkownicy mogą sobie pozwolić na wybrzydzanie i odinstalowywać programy już przy wychwyceniu pierwszego bardziej uciążliwego błędu. – 79 proc. użytkowników nie otworzy ponownie aplikacji mobilnej, która nie zadziała poprawnie za pierwszym razem – przekonuje Wojciech Mróz, współzałożyciel TestArmy.com.
I to jest właśnie szansa dla wrocławskiej firmy. Przedstawiciel TestArmy opowiada, że przez ostatnie 3 lata kwartalne przychody jego firmy rosły, utrzymując średnie tempo na poziomie 50 proc. Dzisiaj TestArmy to, według zestawienia Raport Computerworld TOP200, 9-ta najszybciej rozwijająca się firma IT w Polsce.
O tym, że ten biznes chwyci Mróz przekonany był od samego początku. – Upewniła mnie w tym historia z samego początku naszej działalności. Zgłosił się do nas przedsiębiorca, który miał sklep ze sprzętem budowlanym. Chciał żeby jego aplikację przetestowały osoby, które właśnie kupiły, albo zamierzają kupić dom. Od ręki zapłacił nam za to 12 tys. – wspomina.
Twórcą przedsiębiorstwa był tester Damian Szczurek. Sześć lat temu podpatrzył w USA platformę applause.com (działającą wówczas pod nazwą „Utest”) i stwierdził, że w Polsce podobne rozwiązanie nie funkcjonuje. Przez pewien czas mężczyzna łączył pracę na etacie z rozwijaniem projektu testuj.pl. Do skoncentrowania się na firmie skłonił go dopiero Wojciech Mróz, który pracował wówczas w funduszu venture capital.
Dzisiaj testuj.pl zamienia się w TestArmy. Spółka zdecydowała się na taki rebranding ze względu na zagranicznych klientów. Usługi związane z crowdtestingiem, testami wydajnościowymi i bezpieczeństwa będą teraz pod marką TestArmy. Strona testuj.pl przeznaczona będzie natomiast dla testerów – opowiada Mróz.
Skąd wziąć tych ostatnich? Żeby ich zgromadzić TestArmy stworzyła platformę crowdtestingową, na której gromadzi użytkowników chętnych do testowania usług za równowartość 50-100 zł. W swojej bazie ma już 6 tys. osób z 52 krajów świata. Potrzebujesz biegaczy-amatorów z Brazylii? Polska spółka już rozpuszcza wici. A może interesują cię wyłącznie młode matki? Mróz i spółka zaczynają poszukiwania. Przedsiębiorca podkreśla, że taki model testowania daje możliwości niedostępne przeciętnemu zespołowi testerów.
– Przedsiębiorcy chcą dostawać feedback od realnych użytkowników. Druga korzyść polega na skali działania. Przeciętny Software house nie jest w stanie sprawdzić czy aplikacja działa poprawnie na kilkudziesięciu modelach smartfonów. W Biedronce była wypuszczona swego czasu krótka seria. Poszło jakieś 50 tys. telefonów. Aplikacja powinna działać również na nich, ale przecież żaden software house nie będzie inwestował w taki zakup. Biorąc jeszcze pod uwagę rodzaje systemów operacyjnych to tworzy nam się taki matriks zależności, że jest to fizycznie nie do sprawdzenia – tłumaczy Wojciech Mróz.
Przedsiębiorca opowiada również, że popularnym błędem jest również niemożność przejścia przez koszyk zakupowy. – Zdarza się w przypadku aplikacji biegowych, że twórca chce sprawdzić takie niuanse jak to, czy rozładowanie się baterii w trakcie ćwiczeń nie spowoduje, że skasują nam się postępy – dodaje Mróz.
Takie szeroko zakrojone testy generują jednak stosowne koszt po stronie klientów. Współtwórca TestArmy mówi, że kwota przeznaczona na testowanie aplikacji powinna wynosić około 10-20 proc. całkowitego budżetu potrzebnego na jej stworzenie. Co oznacza, że firma może za to zapłacić również dobrze tysiąc jak i kilkanaście tysięcy złotych.
Dzisiaj z usług TestArmy korzystają takie korporacje jak Samsung, Empik i CinemaCity. Popularnością cieszy się również wśród polskich start-upów, wśród których są m.in. Brand24, Explaineverything.com i Pixers. Co ciekawe, polska spółka na początku zdecydowała się na rozwijanie produktu wyłącznie o własnych siłach.
– Mieliśmy 3 oferty od funduszy VC. Rozmowy wyglądały jednak w ten sposób: „damy wam 800 tys, a w zamian oddajcie nam 60 proc. udziałów w spółce”. Słyszeliśmy, że jesteśmy przecież start-upem. Uznaliśmy, że to bez sensu i lepiej będzie rozwijać się za pieniądze pochodzące z naszych oszczędności i pierwszych zleceń – wspomina Mróz.
Ostatnio spółka pozyskała jednak kilku aniołów biznesu. Jednym z nich jest współzałożyciel Work Service Tomasz Szpikowski. Z ich wsparciem wrocławianie planują teraz rozwinąć swoją działalność w krajach zachodniej Europy.