Polscy listonosze alarmują o coraz cięższych warunkach swojej pracy – szczególnie teraz. Na zewnątrz panują upały a normy, które mają wyrabiać, są mocno wyżyłowane. W Warszawie jeden z listonoszy zasłabł w trakcie pracy – lekarzom nie udało się go uratować.
Listonosze obarczają odpowiedzialnością za śmierć swojego kolegi kierownictwo firmy. Na facebookowym profilu "Listonosze Polska" alarmują, że warunki ich pracy w obecnym okresie stały się wyjątkowo ciężkie. W środę, 2 sierpnia tego roku, podczas pracy zasłabł jeden z warszawskich listonoszy, Andrzej P., pracujący na Woli. Został zabrany na obserwację do szpitala, był przytomny, ale niestety lekarze nie zdołali go uratować.
Jego koledzy twierdzą, że pośrednią przyczyną tragedii mogło być obłożenie pracą w upalnym okresie. Zmarły pracownik poczty zbliżał się do 60-tki, miał nadwagę i regularnie nie wyrabiał się z pracą. Ale przyczyną była jej ilość, a nie złe chęci pracownika.
W zeszłym roku w rejonie, który obsługiwał wybudowano nieduży wieżowiec, w którym siedzibę ma m.in. komornik. Do jego biura przychodzi mnóstwo korespondencji, ale plany pracy Andrzeja P. nie uwzględniły zwiększonego obłożenia. Na dodatek wiele budynków na Woli nie ma wind, jeszcze niedawno w wielu z nich brakowało domofonów.
Co więcej, w wolskim urzędzie pocztowym listonosze – jak sami twierdzą – muszą wykonywać jeszcze inne czynności, niż doręczanie. Należy do nich choćby sortowanie poczty, które odbywa się w wielkim, zatłoczonym pomieszczeniu wystawionym bezpośrednio na promienie słoneczne. Pracownicy nie mogą doprosić się o zamontowanie klimatyzacji. Jak twierdzą, w słoneczne dni temperatura dochodzi tam do 37 stopni Celsjusza.
"Być może jakby nas nie gotowano przed wyjściem w rejon, Andrzej dalej by żył..." – kwitują administratorzy profilu.
Przedstawiciele Poczty Polskiej podkreślają, że na razie nie jest znana przyczyna zgonu pana Andrzeja i nie zgadzają się z zarzutami kierowanymi pod ich adresem.