Na pierwszy ogień poszły Stany Zjednoczone, teraz Wielka Brytania. To tam coraz głośniej słychać było narzekania kierowców pracujących dla amerykańskiego jednorożca na niskie stawki za przejazdy. Uber o podwyżkach najwyraźniej dyskutować nie chce, za to postanowił nieco poprawić kierowcom samopoczucie, przerzucając więcej odpowiedzialności za ich zarobki na klientów aplikacji.
Podstawową formułą „podwyżki” ma być napiwek. Napiwek można było już zostawić kierowcy wcześniej, ale funkcja ta była w aplikacji nieco ukryta, klient musiałby jej poszukać. Teraz pytanie o napiwek będzie się pojawiać po zakończeniu przejazdu. Automatycznie. I potencjalny dodatek od zadowolonych pozostawałby w całości w kieszeni kierowcy.
Jest też swoisty kij: za tydzień spóźniający się pasażerowie będą karani za przeciąganie regulaminowych 2 minut przeznaczonych na dotarcie do wozu Ubera. W przeliczeniu minuta spóźnienia będzie warta mniej więcej złotówkę – chyba że kurs zostanie anulowany. Ale i to będzie trudniejsze: na anulowanie potencjalny pasażer miał dotychczas 5 minut. Teraz będzie mieć dwie.
Wspomniane zmiany mają być stopniowo wprowadzane na kolejnych rynkach. Kiedy w Polsce – tego jeszcze nie wiadomo, zapewne jednak niedługo. Warto wiedzieć już dziś, w jaką stronę zmierza firma.