Polska firma technologiczna wkracza do zupełnie innej ligi. Rozpoczęła współpracę z najlepszymi z najlepszych. Niektórzy uważają, że to będzie kopernikański przewrót w nauce, inni prorokują epokę zupełnie nowych zagrożeń. To reakcje na rodzący się w laboratoriach zachodnich uniwersytetów komputer kwantowy. Do jego budowy przykłada rękę polska firma Creotech Instruments S.A. - jedna z najbardziej cenionych na świecie polskich firm technologicznych.
W Piasecznie powstają urządzenia, bez których najnowszy cud techniki nie będzie się mógł obejść. – Usługi, jakie chcielibyśmy świadczyć w przyszłości, zapewne przyćmią produkcję sprzętu – zapowiada w rozmowie z INN:Poland Grzegorz Kasprowicz, współzałożyciel firmy.
Dziś komputery działają według prostej zasady: albo coś jest -0, albo tego nie ma - 1. Żeby dokonać obliczenia, muszą widzieć, czy 0 – czy 1. Komputer kwantowy będzie w stanie dokonywać obliczeń zakładając jednocześnie, może być też „superpozycja”: stan, w którym może być jedno, albo drugie. Co powoduje, że w tej samej chwili, analizowany jest pełny zakres rozwiązań. Z perspektywy laika różnica jest być może niezbyt zrozumiała, ale z perspektywy naukowców to przewrót niemalże kopernikański, rewolucja 5.0.
Komputer kwantowy będzie mógł szukać nowych terapii i leków, równolegle testując najróżniejsze konsekwencje użycia danej substancji oraz jej dawkowania. Nada impetu pracom nad sztuczną inteligencją, gdyż pozwoli komputerom „przypuszczać”, a nie tylko „wiedzieć”. Znajdzie zastosowanie w dziesiątkach obszarów nauki i dziedzin gospodarki.
Cóż, jak będzie, przekonamy się wkrótce, gdyż dziennik „The Wall Street Journal” donosi, że firmy, które pracują nad komputerami kwantowymi zmierzają ku komercjalizacji takich urządzeń na globalną skalę szybciej niż przewidywano. Portal Futurism.com, cytuje z kolei wyniki przeprowadzonego wśród swoich czytelników badania, z których wynika, że 80 proc. z nich oczekuje „zejścia pod strzechy” nowej technologii najdalej do 2050 roku, a co trzeci ankietowany spodziewa się, że kwantowe komputery trafią do rąk przeciętnych ludzi już w latach 30. bieżącego stulecia.
Z Piaseczna do Oksfordu
– To nie jest jakiś super-wielki projekt – zastrzega w rozmowie z INN:Poland Grzegorz Kasprowicz, współzałożyciel Creotech Instruments S.A. i dyrektor działu R&D w firmie. – Technologie komputerów kwantowych już na świecie istnieją, ale są bardzo wyspecjalizowane. Przeciętny fizyk czy programista, zanim mógłby skorzystać z takiego komputera, musiałby się zdać na cały sztab inżynierów, którzy przygotują urządzenia specjalnie na jego potrzeby – tłumaczy.
Creotech podjął się jednak zupełnie innego wyzwania. – Zaistniała potrzeba stworzenia systemu takiego, jakiego nie da się nabyć komercyjnie: całego środowiska programistyczno-sprzętowego, dzięki któremu można by oddziaływać bezpośrednio na zjawiska fizyczne używając popularnego języka Python ( język programowania - red.) – podkreśla Kasprowicz. W oparciu o ten sprzęt mogą powstawać nie tylko komputery kwantowe, ale i tzw. wzorce czasu i częstotliwości, urządzenia kryptograficzne, czy generatory liczb losowych. – Chcemy stworzyć narzędzie dla technologii kwantowych, w szczególności wykorzystujących pułapki jonowe, które da zupełnie nowe możliwości, jeżeli chodzi o programowanie i ich użytkowanie. Komercyjne systemy są skrojone pod trochę inne, bardziej przemysłowe potrzeby i nie dają takich możliwości, bądź ich możliwości są mocno ograniczone, bo rozwiązują jedynie niektóre z problemów – dodaje.
W projekcie uczestniczą instytucje i firmy ze światowej czołówki: amerykańskie Maryland i Duke University czy brytyjski Oxford. Polska firma nie znalazła się jednak wśród kooperantów światowych kuźni nauki przypadkiem. To efekt udziału Creotechu i Politechniki Warszawskiej w projekcie Open Hardware Repository, prowadzonym przez Europejski Ośrodek Badań Jądrowych CERN. – Przez wiele lat byłem pracownikiem Ośrodka, robiłem tam doktorat i znam to środowisko. Gdy w 2008 roku wróciłem do Polski, udział w tym projekcie był niejako naturalną konsekwencją tamtych doświadczeń – mówi Kasprowicz.
Open Hardware Repository to dla twórców urządzeń odpowiednik tego, czym jest open source czy github dla twórców oprogramowania: generalnie wynalazcy oddają tu swoje projekty za darmo, by mogła je dalej rozwijać społeczność. I w tym gronie Creotech Instruments S.A. jest jednym z liderów: przekazał do repozytorium ponad trzydzieści projektów. I to nie byle jakich. – Żadne tam mrygające diody czy wiatraki podłączane po USB, ale np. profesjonalne systemy pomiarowe dla fizyki cząstek. Niekiedy bardzo drogie i o bardzo wyśrubowanych parametrach – śmieje się nasz rozmówca.
Symbioza komercjalizacji
W tym układzie odbywają się dziś prace. Nad prototypami urządzeń pracują naukowcy Politechniki Warszawskiej, komercjalizacją – a zatem zaadaptowaniem prototypów do ustandaryzowanej produkcji – zajmuje się firma z Piaseczna. Zamawiający z Zachodu, dzięki powstałym w Polsce urządzeniom, mogą rozwijać prace nad pułapkami jonowymi i w szczególności ich aplikacjami, np. komputerami kwantowymi w ich najbardziej perspektywicznej postaci.
Co najważniejsze, wszyscy są zadowoleni. – O wyborze PW i Creotechu wcale nie zdecydowały koszty – odpowiada na nasze pytania współzałożyciel piaseczyńskiej firmy. – Praca polskich wysokiej klasy inżynierów jest wyceniana podobnie, jak zachodnich. Komponenty i części do urządzeń są nawet droższe niż na Zachodzie, bo u nas dochodzą marże i cła. Natomiast Amerykanie życzą sobie, by urządzenia te pozostały open hardware oraz wiedzą, że przynajmniej w jakiejś części robiliśmy już takie, albo podobne, rzeczy. Szacuje się, że zapotrzebowanie na takie systemy sterujące to obecnie kwota rzędu kilkudziesięciu milionów euro rocznie – wyjaśnia.
Układ między Politechniką a Creotechem jest jasny: na uczelni powstają pilotażowe urządzenia, ale PW – nawet gdyby chciała – nie byłaby w stanie doprowadzić do komercjalizacji swoich koncepcji. – Amerykanom i innym uczestnikom prac nad komputerem kwantowym zależy, żeby móc kupić ten sprzęt, jak w e-sklepie: wchodzą, kupują działający i przetestowany produkt, dostają gwarancję – mówi Kasprowicz. Dlatego prościej było przerzucić produkcję do Piaseczna, szczególnie że firma była gotowa wyłożyć pieniądze na komercjalizację elementów systemu.
– Mówi się: prototyp to 5-10 proc. sukcesu. Wysiłek i pieniądze włożone w rozwój projektu na uczelni to jakieś 20 proc. całości wkładu. Tu się zaczyna rola przedsiębiorstwa komercjalizującego – opowiada Kasprowicz. – Na Politechnice mogły powstać dwa egzemplarze danego urządzenia, zostały przetestowane, działały. Po czym budujemy sto sztuk i wychodzą na jaw problemy, bo w prototypach coś zadziałało przypadkiem, było na styk. Seryjne urządzenia mają działać w rozmaitych warunkach, w których nie było możliwości odtworzyć podczas prac na prototypem itd. – mówi.
Rewolucyjna zmiana
Na dłuższą metę Creotech jednak inaczej wyobraża sobie swoją przyszłość. – Technologią, którą bardzo szybko rozwijamy, choć nie reklamując tego jeszcze w jaskrawy sposób, jest przetwarzanie danych dla celów obrazowania satelitarnego – mówi Grzegorz Kasprowicz. – Chcemy być integratorem systemów satelitarnych, ale prawdziwe pieniądze zarabia się na usługach, czyli wykorzystywaniu danych z satelitów – dodaje.
W uproszczeniu plan piaseczyńskiej firmy wygląda tak: dziś, żeby móc dostarczać usługę opierającą się na danych z satelitów – np. prognozowanie pogody czy plonów – firmy muszą kupować dane od operatorów satelitów (ewentualnie, co jest już mało realne, wystrzelić na orbitę własne urządzenia), każdorazowo płacąc za dostarczane, specyficzne informacje. Creotech stworzył platformę, na której dostępne są różnego rodzaju dane satelitarne, a firmy mogą się podłączać do takiego zbioru tak, jak używamy dziś internetu: płacimy za dostęp do zasobów sieci, a nie za ilość ściągniętych danych. Firma planuje rozszerzenie tych usług o dane z dronów oraz ekspansję na Europę.
Taka formuła jest tańsza i lepiej wspiera kreatywność twórców aplikacji niż dotychczasowa. – W ramach kilku projektów stworzyliśmy już, unikalną w skali świata, platformę takich danych. Firmy płacą tu nie za jednostkę pobranych danych lecz moc obliczeniową. Klient uzyskuje dostęp do wstępnie przetworzonych i posortowanych danych z różnych satelitów, spływające do systemu z kilkugodzinnym opóźnieniem – opisuje Kasprowicz. – Tak chcemy się rozwijać: nie tylko sprzęt, ale i usługi. A z czasem pewnie te drugie przyćmią te pierwsze – kwituje.