Trener biznesu całymi tygodniami siedzi nad autorskim programem, a potem przychodzi kolega...i kopiuje wszystko co do najmniejszego detalu. W rozmowie z INN: Poland Aneta Kacprzak, założycielka działającej od 1996 roku firmy szkoleniowej Sampo, demaskuje pseudo trenerów. Jej zdaniem, środowisko toczy rak plagiatu.
Skala tego, co dzieje się w tej branży, jest nieprawdopodobna. Światek trenerski jest pełen plagiatorów i miernych naśladowców. Na rynku funkcjonuje pewna grupa trenerów, którzy mają przygotowanie psychologiczne, potrafią pracować z grupą, skończyli renomowaną szkołę i mają doświadczenie zawodowe w sprzedaży. Za nimi jest jednak cały tłum pijawek, które twierdzą, że nie trzeba się niczego uczyć. Wydaje im się że praca trenera to łatwy kawałek chleba. Patrzą na pozerów, chociażby tych, którzy promują się w sieci i twierdzą, że za 5 tys. zł., nie opłaca się wstawać z łóżka i ruszać do pracy. Naiwni wierzą, że tak właśnie wygląda ten zawód.
Co robią potem ci rozczarowani?
Piszą do mnie z prośbą o narzędzia do wykonywania zawodu i oczekują, że dostaną je za darmo. Odsyłam ich wtedy do Google'a, bo ich pytania bywają powiem tak infantylnie, że odpowiedzi można bez trudu znaleźć w internecie.
Twierdzisz, że to plagiatorzy.
Tak, nawet się z tym nie kryją. Pamiętam sytuację, gdy podczas prowadzonego przeze mnie dnia otwartego zaprezentowałam jedną z moich autorskich gier szkoleniowych. Takie narzędzia są używane w trakcie zajęć przez trenerów do nauki tzw. kompetencji miękkich, takich jak umiejętność pracy w zespole albo kierowanie grupą ludzi. Na początku przedstawiłam się i powiedziałam, że jestem autorką. Tym bardziej zdziwiło mnie, że po prezentacji jedna ze słuchaczek z zachwyconą miną powiedziała mi prosto w twarz, że zamierza zrobić identyczną grę. Pozostali uczestnicy zrobili wielkie oczy, pani się zaczerwieniła. Czy skopiowała? Nie wiem. Ale w ten sposób potrafią działać nawet trenerzy wewnętrzni dużych korporacji.
Nie boją się konsekwencji?
Mogę straszyć ustawą o prawach autorskich, ale ona nas de facto nie chroni. Zajmuje się znakami towarowymi, a nie mechaniką i koncepcją gry, która jest przecież najcenniejsza. Wystarczy że ktoś zmieni grafikę, poszczególne słowa i może kopiować wszystko jak leci.
Nagminnie spotykam się z trenerami, którzy idą na pokaz, a po miesiącu kopiują grę w skali 1:1. Przychodzą na konferencje, oglądają, kilka razy podchodzą do każdego stanowiska. 3-4 dni później ogłaszają się w sieci i sprzedają takie gry. Szczyt bezczelności osiągnęła jednak pewna pani, która notorycznie chodziła na spotkania do dwóch największych producentów gier i kopiowała je w całości. Otworzyła nawet swój sklep internetowy.
Mówimy tutaj tylko o grach szkoleniowych?
Zjawisko rozprzestrzenia się znacznie szerzej. Koncentruję się na grach, bo jestem zaangażowana w ich tworzenie w firmie, która dystrybuuje je na cały świat. Zdarzają się jednak i inne historie. Pewien pan pisał do różnych trenerów – do jednego z prośbą o przysłanie próbek programów, do drugiego o zajęcia "otwarciowe", do następnych o poszczególne moduły. Stworzył sobie z tego całe szkolenie. Po prostu ręce opadają.
A pracy przy tworzeniu takich gier jest całkiem sporo. Znajomy opowiadał mi, że nad jedną z nich spędził około tygodnia.Ile czasu zajmuje wymyślenie gry szkoleniowej?
To zależy od doświadczenia. Jeden z pomysłów wpadł mi do głowy w ciągu sekundy, czasami zdarza się jednak, że dochodzi się do nich tygodniami. Nad rozbudowanymi symulacjami biznesowymi pracują całe zespoły ludzi przez 2-3 lata. Żeby sprawdzić, czy jest grywalna, trzeba ją przetestować średnio 200 razy. To ogromne koszty związane z opłaceniem uczestników, wynajmem sali. Takie symulacje kosztują potem od 6 do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Ich się nie da skopiować bezbłędnie – ale fragmenty można już ukraść. I tak też bywa.
Czy klient jest w stanie odróżnić plagiat od oryginału?
Jeżeli klient nigdy się tym nie interesował, to nie będzie wiedział, że ma do czynienia z podróbką. Trenerzy często nie wiedzą jednak, jak poprowadzić taką grę, nie znają wszystkich zasad. Przez to jej potencjał jest niewykorzystywany. Ze szkodą dla uczestników.
Rozkwit takich pseudotrenerów nastąpił w czasach, w których szkolenia z umiejętności miękkich były dotowane przez Unię Europejską.
Tak, to był moment, w którym rynek się całkowicie zepsuł. 99 proc. przetargów rozstrzygało się tylko za pomocą ceny. A te bywały naprawdę niskie. Widywałam ogłoszenia 15-20 zł za godzinę, za które trener musiał sobie jeszcze opłacić przez tydzień wyżywienie i hotel. Za takie pieniądze nie da się wynająć profesjonalisty, łapią się na nie głównie studenci. "Tłuką" sobie na takich głodowych szkoleniach godziny, a potem przedstawiają się jako trenerzy z dorobkiem.
To finansowanie wciąż jest?
Teraz dużo trudniej je zdobyć, na pewno już nie na rozwój umiejętności miękkich. A to właśnie takich szkoleń było swego czasu najwięcej.
Czyli kurek z pieniędzmi został zakręcony?
I tak, i nie. Na początku było gorąco, w tej chwili część osób się jednak wysypała. Korporacje dobrze płacą, ale patrzą na kompetencje. Dlatego gros miernot odpadło. Mniejsze firmy wciąż jednak kierują się głównie ceną i to jest nisza, w której odnajdują się ci wszyscy pseudotrenerzy. Mnie nie martwi to, że robią nieuczciwą konkurencję, bo na rynku jestem od 1996 roku i mam swoją renomę. Bardziej boli mnie to, że kradną naszą pracę i robią zły PR całemu środowisku.
[Aktualizacja]
Na prośbę naszej rozmówczyni ostatnie pytanie dotyczące wykluczenia jej z grupy dyskusyjnej dedykowanej trenerom zostało usunięte.
Aneta Kacprzak to psycholog, menadżer praktyk, trener biznesu i projektantka gier szkoleniowych. Od kilkunastu lat jest związana ze sprzedażą i obsługą klienta – najpierw jako zarządzająca zespołem sprzedażowym, a następnie rekruter, coach i trener. Zarządza pracownikami odpowiedzialnymi za zakupy, sprzedaż i obsługę klienta w międzynarodowych firmach. Jest również autorką gry szkoleniowej „Rozmowy handlowe: techniki komunikacyjne”.