Szał na zdrowe odżywianie i bycie fit wciąż trwa i nic nie wskazuje na to by miał minąć. Dlatego modą zainteresował się też polski start-up. Firma Sundose ma jednak zupełnie nowatorskie podejście do diety. Liczy na sowite zyski płynące z dostarczania suplementów pod same drzwi. Sprzedaż ruszy już w październiku.
Dla założycieli Sundose Michała Gołkiewicza i Tomasza Styka działalność w branży dietetycznej to nie pierwszyzna. Mężczyźni działają w niej od 5 lat. Założyli w tym czasie poradnię Nutricus, która zajmuje się spersonalizowaną dietetyką. Z ich pomocy korzystał np. Jan Świtkowski, zdobywca brązowego medali na MŚ na dystansie 200 m. stylem motylkowym. Niedawno jej zalety wychwalał też koszykarz Polskiego Cukru Toruń Krzysztof Sulima.
– Teraz mogę spokojnie rywalizować na dużej intensywności przez ponad 30 minut. Kiedyś po pięciu minutach byłem dętką – chwalił się w rozmowie z portalem Sportowefakty.pl.
Cel – klienci korpo
Polacy postanowili jednak pójść dalej. – Z naszych usług korzystają głównie osoby, których zły tryb życia doprowadził do konieczności podjęcia radykalnych kroków – uznali. A co z całą resztą?
– Doszliśmy do wniosku, że jest cała masa ludzi którzy chcą dbać o swoje zdrowie zdrowie na co dzień, a nie tylko wtedy, gdy nadwaga lub złe samopoczucie stają się istotnym problemem życiowym – mówi nam Gołkiewicz.
Kogo ma na myśli? Głownie przedsiębiorców i zabieganych pracowników korporacji. Ludzi, którym przy nadmiarze obowiązków i stresu zdarza się zapominać o samej czynności jedzenia, nie wspominając już o prawidłowo bilansowanej diecie.
Sundose postanowił nieco ułatwić im życie. Mając zebrane doświadczenie z Nutricusa, opracował wywiad dietetyczny i zdrowotny na podstawie, którego opracowuje spersonalizowany suplement. Wypytuje się w nim na przykład o to ile mamy lat, czy pracujemy, jak wiele czasu spędzamy przed komputerem i czy mamy problemy ze wzrokiem, pijemy kawę albo jemy awokado. Każdy klient ma też możliwość dodatkowych konsultacji.
– Na podstawie ankiety generowany jest raport suplementacyjny. Po jego lekturze dowiadujemy się, jakie składniki będziemy mieli w naszym suplemencie – wyjaśnia Gołkiewicz. Efektem pracy dietetyków jest opracowanie składu saszetki z witaminami i minerałami w proszku, który ma sprawić, że będziemy dostarczać organizmowi to, czego potrzebuje.
– Dostarczamy ją w modelu subskrypcyjnym. Raz w miesiącu nasz klient będzie dostawał przesyłkę z 30 saszetkami. Jeżeli w jej skład będą wchodzić probiotyki lub kwasy omega-3, pojawi się jeszcze druga. Ich sproszkowanie jest bowiem nieefektywne – dopowiada.
Koszt? 200 zł miesięcznie. Dużo jak na przeciętnego Kowalskiego, który chce po prostu zadbać o odpowiedni poziom witamin, ale raczej niewiele dla wspomnianej grupy docelowej Sundodse.
„Medyczna ściema”
Pierwsza myśl jaka nasuwa się po usłyszeniu hasła – „będziemy dostarczać suplementy diety pod twoje drzwi” to – o ho!, znowu grupa cwaniaków zamierza zarobić na wciskaniu Polakom cudownych tabletek, których efekt pojawia się co najwyżej na zasadzie placebo. Otóż wygląda na to, że nie tym razem.
Suplementy diety to wymarzony temat do chłostania i wyszydzania. – Uważam, że niektóre koncerny produkujące suplementy diety, zachowują się, jakby ich klient był idiotą. Jak inaczej wytłumaczyć produkowanie suplementów, które kompletnie nie działają? -tłumaczył w rozmowie z nami lekarz Paweł Jarosz. Lista zarzutów wobec rynku wartego już ok. 3,5 mld złotych jest długa. Gołkiewicz odpiera jednak jeden za drugim.
– Podstawą zdrowego żywienia jest oczywiście zbilansowana dieta i dążenie do niej to absolutny złoty środek – opowiada. Przyznaje również, że na rynku roi się od suplementów, których działanie zostało naciągnięte przez producentów. – My bardzo mocno skupiliśmy się na tym co ma udowodnione działanie naukowe. Najlepszym przykładem są probiotyki (preparaty zawierające żywe szczepy drobnoustrojów – przyp. red.), które zyskując coraz silniejsze podstawy naukowe, a moda na dbanie o florę bakteryjną jelit dopiero się rozkręca– zauważa.
Założyciel Sundose dodaje, że podczas prac nad suplementami jego zespół patrzył m.in na listę sporządzoną przez Australijski Instytut Sportu (który podzielił suplementy na 4 kategorie według poziomu ich skuteczności) i najnowsze publikacje naukowych w renomowanych zagranicznych czasopismach dostępnych np. w wyszukiwarkach PubMedu. Polski start-up, według słów Gołkiewicza, sięga tylko po te, które mają potwierdzoną naukowo skuteczności działania. Oznacza to, że w swojej diecie niesprawdzonych suplementów w rodzaju młodego jęczmienia czy wyciągu ze skrzypu.
Co dalej? Moją uwagę zwraca sformułowanie „świeża porcja”, użyte na oficjalnej stronie internetowej. Czy na pewno mówimy o suplementach? – Jak najbardziej – przekonuje Gołkiewicz. – Jeżeli kupimy suplement w sklepie to jest on produkowany w jednej dużej partii, która schodzi z magazynu przez cały rok, dlatego używa się dużo konserwantów, wypełniaczy i stabilizatorów.
Projektując Sundose postawiliśmy na czystość, to znaczy, że proszek nie ma substancji wydłużających termin przydatności, dlatego wymaga trzymania w lodówce i należy go spożyć maksymalnie w ciągu 45 dni. Stąd też jego dostarczanie odbywa się w cyklach miesięcznych opowiada.
Wiarygodność Sundose w pewnym sensie potwierdziła Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości. PARP przyznała niedawno start-upowi 800 tys. złotych na rozwój projektu w ramach poddziałania 1.1.2 „Rozwój startupów w Polsce Wschodniej”. Być może agencję przekonał też fakt, że na terenie UE takie inicjatywy jeszcze nie działają.