Czy pomagają? To wątpliwe. Da się na nich zarobić? I to jak. Suplementy to w Polsce żyła złota, a obywatele wciąż nabierają się na reklamy. Znany lekarz Paweł Jarosz rozprawia się z mitami na ten temat.
Z wykształcenia Paweł Jarosz jest lekarzem. Ale jest też przedsiębiorcą – prowadzi sieć placówek medycznych i jest prezesem firmy skupiającej spółki z tego sektora. O dziwo, ma również czas na bycie blogerem. Na swojej stronie tropi i bezlitośnie punktuje nieuczciwe zabiegi marketingowe i wyśmiewa medyczne "ściemy", które próbuje się sprzedać Polakom. W rozmowie z INN:Poland tłumaczy, dlaczego producenci suplementów traktują nas jak idiotów, jakie chwyty stosują, reklamując swoje preparaty i jakie produkty bardziej szkodzą, niż pomagają.
Stwierdził Pan, że firmy farmaceutyczne traktują klientów jak idiotów i mają rację. To mocna teza, ale czy faktycznie jako społeczeństwo jesteśmy tak niedouczeni w tej materii?
Nie uważam, że wszystkie firmy farmaceutyczne uważają klientów za idiotów. Uważam, że niektóre koncerny produkujące suplementy diety, zachowują się, jakby ich klient był idiotą. Jak inaczej wytłumaczyć produkowanie suplementów, które kompletnie nie działają? Jak nazwałby Pan firmę, która tworzy suplement na schorzenie, które de facto nie istnieje? Jak traktują klientów firmy, które tak właśnie postępują? Jako społeczeństwo nie czytamy ulotek, jesteśmy podatni na perswazję i ignorujemy edukację zdrowotną.
Ale nie każda spółka medyczna żeruje na naszej niewiedzy?
Wiele firm farmaceutycznych tworzy leki, bez których nasza cywilizacja nie byłaby w stanie normalnie funkcjonować. I trzeba to mocno podkreślić, że takie firmy są nam potrzebne. Działania tych firm niosą pewną misję społeczną. Poza oczywistą chęcią zysku, co jest normalne.
W cytacie „Firmy farmaceutyczne uważają Polaków za idiotów i niestety mają rację” chciałem zwrócić uwagę głównie na te firmy, które parają się tworzeniem bezsensownych suplementów diety. Ich produkcja ma celu tylko i wyłącznie zwiększenie sprzedaży. I to te spółki traktują nas jak idiotów…
To jakie stosują chwyty?
Taki proces wygląda bardzo prosto i odbywa się w myśl prostej zasady marketingowej, która mówi, że potrzebę należy wykreować. Skoro nie ma tortu do podziału, to sobie go stwórzmy.
I co tworzą?
Pierwszy model to wymyślanie „chorób”. Model jest prosty. Nieszkodliwe witaminy, minerały i zioła pakujemy w opakowanie i nadajemy nazwę. Nazwa musi odzwierciedlać działanie preparatu. Produkt działa na schorzenia, którego de facto nie ma. Ważne aby schorzenie, którego w praktyce nie ma, było zbliżone do prawdziwej choroby czy objawu, powszechnie znanego i kojarzonego przez odbiorcę czyli pacjenta.
Na przykład?
Na przykład preparat rozgrzewający dłonie kupują ludzie, którzy cierpią m.in. z powodu choroby Raynauda, tj. napadowego skurczu tętnic w obrębie rąk czy stóp, z którym powinni zgłosić się do dermatologa. Kupują to zapewne też osoby, które mają po prostu zaburzenia w krążeniu z powodu chorób układu sercowo-naczyniowego.
Podobnie rzecz ma się w przypadku zespołu niespokojnych nóg. Ta choroba to schorzenie neurologiczne i ma nieznaną etiologię. Nie da się wyleczyć jej dziwnym zestawem ziół, witamin i minerałów. Kolejnym przykładem są leki przeciwbólowe, którym przypisuje się nadzwyczajne działanie. Np. popularny lek przeciwbólowy, który jest zwykłym paracetamolem, reklamuje się jako specjalny lek na napięciowe bóle głowy…przecież ból to ból, a paracetamol zawsze był paracetamolem. Takie przykłady można mnożyć.
Co jeszcze się wymyśla?
Leki. To drugi model. W tym przypadku jest schorzenie, ale nie ma leku. Wymyślmy więc suplement. Przykładem jest kaszel palacza, który jako objaw nie wymaga leczenia. Wręcz przeciwnie, jest wskazaniem do pilnej konsultacji i często może być np. pierwszym objawem raka płuc. Pisałem o tym dość obszernie na moim blogu. Wymyślono więc suplement na ten kaszel… i w mojej opinii to już zagrożenie życia i zdrowia.
Czy tabletki, na przykład na kaszel palacza, są w ogóle skuteczne? Jak skutecznie poradzić sobie z dolegliwościami tego pokroju, żeby nie musieć korzystać z suplementów diety?
Najlepiej nie palić (śmiech). Takie suplementy mogą być przede wszystkim szkodliwe, bo mogą maskować prawdziwą chorobę.
Ale nie każdy pali. Do kogo jeszcze się adresuje reklamy suplementów diety?
Wiele osób po pracy ma zwyczajnie zmęczone nogi, i odczuwa „uczucie ciężkości”. Jest to zjawisko w pewnym sensie fizjologiczne, czyli naturalne i jest efektem np. postawy podczas pracy, czyli choćby siedzenia przed komputerem przez cały dzień, braku ruchu.
Firma wymyśla więc preparat na „zespół niespokojnych nóg”, który zawiera zestaw witamin i minerałów, a wystarczy zalecić spacerek po biurze co jakiś czas. Fałsz firmy idzie jednak dalej. Firma wykorzystuje prawdziwe schorzenie, które jest opisane w neurologii jako zespół niespokojnych nóg czyli chorobę Ekboma. Przyczyna tego zespołu - jeśli naprawdę w ogóle występuje u pacjenta i nie jest zwykłym zmęczeniem - jest nieznana, a leczenie mocno specjalistyczne, za pomocą leków przepisanych przez neurologa.
Kolejny przykładem są ogólne problemy zdrowotne, takie jak nadwaga. Istnieje powszechne przekonanie, że osoby, które nie radzą sobie z nadwagą czy otyłością, maja problem z „utrzymaniem wody” w organizmie, więc dla nich stworzono suplement, który usuwa nadmiar wody z organizmu. Dlaczego? Bo preparaty na odchudzenia zwyczajnie nie wystarczą!
Są też suplementy, które usuwają nadmiar kalorii czy odkwaszają organizm. Nikt nie wpadł na to, że prawdziwie „zakwaszony” organizm (klinicznie: zaburzenia równowagi kwasowo-zasadowej), to powód do pobytu szpitalnego, a nie łykania zestawu witamin i minerałów czy ziół. Tutaj producent tworzy zestaw, który jest odpowiedzią na potrzebę rynkową. Skoro wierzycie, że macie nadmiar wody, to pomożemy Wam jej się pozbyć! W tym modelu bardzo silnie badane są nastroje społeczne oraz wykorzystywane powszechne schematy i automatyzmy myślowe.
Często reklamowane są leki na wszystko, na przykład syropy na kaszel suchy i mokry. Czy jednak faktycznie są tak skutecznie?
To, że syrop działa na suchy i mokry kaszel nie oznacza, że jest do wszystkiego. Spełnia dwie funkcje i jest to możliwe.
Czy w medycynie również obowiązuje zasada "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego"?
Są preparaty, które mają kilka zakresów działań, i ta zasada „jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego” nie powinna być przenoszona do medycyny. Wiele leków działa na wielu poziomach, na przykład w psychiatrii czy w leczeniu miażdżycy. Syropy na kaszel suchy i mokry są często nawet ułatwieniem w prostych infekcjach. Tutaj warto odróżnić lek od suplementu. Lek jest tworzony pod nadzorem i kontrolą. To substancja czynna. Suplement, środek spożywczy może być dowolnym zestawem witamin, ziół czy minerałów. Lek ma na celu osiągnięcie efektu terapeutycznego. Suplement ma uzupełniać niedobory, np. żywieniowe.
Czy istnieje, poza zdrowym rozsądkiem, jakakolwiek forma samoobrony przed fałszywym marketingiem?
Zawsze należy zadać sobie pytanie: „po co mam przyjmować dany preparat?”. Zawsze trzeba czytać ulotkę ze składem preparatu. Ale najlepiej bronić się, odrzucając wszystkie suplementy diety, których nie zaleci lekarz. Nie należy zwyczajnie leczyć się samemu.
Należy leczyć się lekami i suplementami zalecanymi przez lekarzy. Trzeba dbać o zdrową, zbilansowaną dietę, bo w przypadku osób, które prawidłowo się odżywiają, suplementy nie mają większego znaczenia. Wyjątkiem są osoby profesjonalnie uprawiające sport, ale takie też powinny konsultować przyjmować środki z lekarzem.
Ostatnimi czasy coraz częściej promowane są osoby pokroju Jerzego Zięby. Dlaczego Polacy rozmiłowali się w medycynie alternatywnej oraz pseudonaukowych metodach leczenia naprawdę poważnych chorób?
Osoby pokroju pana Zięby nie są promowane. Tacy ludzie samodzielnie szukają sobie audytorium, i niestety, z dość dużym powodzeniem. Wynika to z dwóch prostych przyczyn. Po pierwsze lekarze nie mają dla pacjentów czasu, co w mojej opinii jest często winą systemu zdrowotnego, a nie samych lekarzy.
W efekcie pacjent, który często nie jest wysłuchany przez swojego lekarza, udaje się do szarlatana lub na pseudonaukową konferencję o cudownych ziołach. Szuka zwyczajnie wsparcia w swojej chorobie. Ciężko się dziwić. Jeśli onkolog ma dla pacjenta tylko 10 minut, to jak taki pacjent ma zrozumieć swój stan zdrowia i swojej psychiki? Zaczyna wówczas wierzyć w alternatywne metody, bo na spotkaniach z szarlatanem znajduje ludzi, którzy z przyczyn biznesowych poświęcą tego czasu dużo dużo więcej.
To nie są chyba wszystkie powody.
Nie. Druga przyczyna to brak edukacji. Nie jesteśmy edukowani z zakresu zdrowia, które, o ironio, uważamy według wielu statystyk za najwyższą wartość. Nie ma środków na edukację, a kampanie społeczne i profilaktyczne są sponsorowane często przez firmy farmaceutyczne. Fundacje i trzeci sektor robi co może, ale to kropla w morzu potrzeb.
W efekcie społeczeństwo niewysłuchane przez swojego lekarza, oraz nie wyedukowane przez masowe media szuka po omacku i znajduje pana Ziębę albo specjalistę medycyny alternatywnej z sąsiedniej miejscowości.
Jakich leków lub suplementów diety trzeba się przede wszystkim wystrzegać?
Przede wszystkim takich, które zawierają substancje, które mogą istotnie wpłynąć na nasz stan zdrowia. Często pacjenci przyjmują np. suplementy z potasem, a lekarz rodzinny dodatkowo przepisuje potas na receptę. To może prowadzić do tragedii. Nie należy moim zdaniem przyjmować żadnych suplementów, jeśli nie jest to skonsultowane z lekarzem.