Było jak na amerykańskim filmie – opowiadają nam uczestnicy Festiwalu Smaku w Grucznie. Ni stąd ni zowąd, na imprezę wpadły aż trzy brygady służb celno-skarbowych, które pod Świecie zjechały aż z Warszawy, Łodzi i Bydgoszczy. – Spektakularna pokazówka – opowiadają nam uczestnicy Festiwalu. – Dla złapania jednej osoby, która nie miała nalepek akcyzowych, zrobili przedstawienie, które wypłoszyło z imprezy tłum gości – dorzucają.
Trzymając się filmowych porównań naszych rozmówców: dobry film powinien mieć suspens. Nie inaczej miało być w Grucznie. Uczestnicy imprezy przypuszczają dziś, że najpierw pojawili się na niej tajniacy. – Wywiadowcy po cywilu musieli obserwować, kto i co sprzedaje, za ile. Następnego dnia ruszyli na wytypowane stanowiska – mówi nam jeden z uczestników. – Służby wkroczyły na festiwal w pełni umundurowane, wyposażone w broń krótką, w kamizelkach kuloodpornych – relacjonuje w rozmowie z INN:Poland Wiesław Karpusiewicz, współorganizator Festiwalu.
Zamiast rodzinnego święta wyszedł spektakl. – W pewnym momencie na imprezę wpadło mnóstwo uzbrojonych mundurowych. Widziałem, jak biegali zdyszani, mogło ich być nawet z dziesięciu. Złapali może dwóch nalewkarzy – opowiada nam Józef Siadak, jeden z wystawców na Festiwalu, prowadzący firmę Specjały spod Strzechy. – Później podszedłem, jak już pilnowali zatrzymanych. Tam, gdzie odłożono skonfiskowany towar, były może ze dwie skrzynki – dorzuca kpiąco. Według jednych doszło do przepychanek i sprzeczek, organizatorzy zapewniają jednak, że wszystko przebiegło bez „scen”. Funkcjonariusze mieli też jednocześnie wejść do domów wystawców, żeby sprawdzać, ile butelek i kapsli zgromadzili „producenci”.
Będą mówić o "sukcesie służb"
– Tak czy inaczej: wyglądało, jak na amerykańskich filmach. Było spokojnie, tyle że to impreza adresowana w znacznej mierze dla rodzin. To nie tylko nalewki, ale też jedzenie – i to lokalne – podkreśla Karpusiewicz.
Nie skończyło się na dwóch nalewkarzach. Z oficjalnych informacji organów skarbowych wynika, że nalot na Festiwal Smaku skończył się wystawieniem 18 mandatów na łączną kwotę... 4 tysięcy złotych, za sprzedawanie towarów bez akcyzy i bez wystawiania paragonów. To i tak dobrze, bo wystawcy między sobą spekulują, że mandaty mogły sięgnąć nawet 6 tysięcy złotych „od głowy”, a jeżeli fiskus chciałby wnieść sprawę do sądu, „nalewkarzom” groziłyby kary od kilkudziesięciu tysięcy do ćwierć miliona złotych.
Skonfiskowano nieco więcej niż dwie skrzynki z nalewkami: urzędnicy doliczyli się 190 litrów alkoholu, co w przybliżeniu można uznać za niemal czterysta butelek z trunku. – Teraz pewnie będzie mowa o „sukcesie służb celnych” – mówi z przekąsem Siadak. – Tymczasem złapano może kilka osób, które i tak już podatki raz płaciły, kupując spirytus, robią jakieś niewielkie ilości towaru. Może nie są „Bugu ducha winni”, ale też szkody nie wyrządzają. Tylko Festiwalowi Smaku zrobili złą opinię. Organizatorzy jakoś zawsze się dogadywali. Wiedziano, że te wyroby ludzie przywożą wyłącznie na te imprezę, kto nie pozwolenia, nie handluje nimi poza Festiwalem – dodaje.
Akcja skarbówki wciąż odbija się uczestnikom imprezy bolesną czkawką. – Wywalić setki tysięcy złotych i robić 100 litrów nalewek w roku, to się nie kalkuluje – cytują organizatorzy Festiwalu opinię jednego z uczestników na swoim fanpage na Facebooku. – Masowa produkcja nigdy nie będzie miała jakości małego wytwórcy, który dopilnuje produkcji sam od początku do końca w każdym szczególe. Malutkich trzeba wspierać i pomagać, a nie straszyć zawiłościami prawnymi i sumami do zapłacenia za pozwolenie – dodaje.
KAS ostrzega: strzeżcie się, to dopiero początek
– Takie festiwale powinny być miejscem, gdzie się spotykają ludzie, którzy mają do zaoferowania produkt wytworzony z pasji i serca; ludzie, którzy takie rzeczy doceniają i szanują – kwituje rozgoryczony, jak się można domyślać, wystawca. – Jeśli komuś bardziej smakuje masowa produkcja z akcyzą i paragonem, to niech nie przyjeżdża na takie festiwale, bo i po co – dodaje.
Wiesław Karpusiewicz ujmuje skargi wystawców i organizatorów w krótką listę postulatów. – Nauczka z tego nalotu jest taka, że prawo jest wadliwe. Nie może być tak, że ktoś zrobił sobie pięć litrów nalewki na kupionym w sklepie spirytusie i miałby akcyzę płacić raz jeszcze. Przecież jeszcze rok temu rolnik, który sprzedawał masło w swojej zagrodzie, był przestępcą. Dziś już nie jest – wytyka. – Po drugie, akcję można było przeprowadzić z poszanowaniem gości Festiwalu, którzy przyszli się tu bawić. Po trzecie wreszcie, Festiwal jest instytucją wpisaną do międzynarodowych przewodników. Jednym posunięciem służby skarbowe niszczą reputację budowaną przez dwanaście edycji – bo poszła informacja nie, że „Kowalski sprzedawał bez akcyzy” lecz, że „Festiwal sprzedawał bez akcyzy” – dorzuca.
Służby niewiele sobie z tej nauczki robią. Krajowa Administracja Skarbowa ostrzegła przed wprowadzaniem do sprzedaży na lokalnych imprezach nielegalnego alkoholu. Akcja w Grucznie ma być zaledwie wstępem do kolejnych kontroli na bazarach w całej Polsce. – To nowa służba. Potrzebuje sukcesów i ich szuka. Postanowiła znaleźć na Festiwalu w Grucznie. Pytanie tylko, czy cała ta akcja nie kosztowała więcej niż zyskano poprzez nałożenie kar – ucina.