Na każdej gorączce złota najlepiej zarabia sprzedawca łopat. Nie inaczej jest w tej chwili: wygranymi gorączki „kopania” kryptowalut są dostawcy koparek – serwerów pozwalających wydobywać bitcoiny i rywalizujące z nimi jednostki. Firmy dostarczające polskim klientom stosowny sprzęt przeżywają oblężenie: nie da się go kupić od ręki, a zgłaszający się chętni – zarówno indywidualni, jak i firmowi – są gotowi zapłacić nawet milion złotych.
– Zainteresowanie jest duże, mamy mnóstwo zamówień. Sprzedajemy wszystko, co jest na stanie – mówi INN:Poland Piotr Chajkowski ze sklepu MINEflow.pl prowadzonego przez firmę BailarCasino.pl, wystawiającą „koparki kryptowalut” m.in. na Allegro.
Firma Chajkowskiego miała już kilkanaście lat doświadczeń w branży IT, m.in. w obszarze handlu sprzętem komputerowym i obsługi serwerów, systemów ERP. W koparki weszły na rynek pod koniec zeszłego roku. Firma robiła je najpierw na własne potrzeby, potem na potrzeby klientów. – Sprzedaż szybko się rozwinęła, tym bardziej, że zapewniliśmy odpowiedni poziom obsługi, supportu oraz własne oprogramowanie ułatwiające kopanie. W tej chwili działa to już siłą rozpędu, poprzez marketing szeptany i stałych klientów, którzy wracają do nas po kolejne urządzenia – opowiada Chajkowski.
Caterpilary XXI wieku
Zakup koparki to wyższa szkoła jazdy. Czasy, w których był to zwykły – choć rozbudowany – komputer PC dobiegły nieuchronnego końca. Dziś serwer do kopania kryptowalut musi się opłacać: ten o niskich parametrach będzie „kopać” dłużej, zużywać określoną ilość prądu. Plusem będzie cena: od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Urządzenie o wyższych osiągach wykopie bitcoina czy jakąkolwiek inną walutę sprawniej, przy niewiele wyższym zużyciu prądu. Za to cena sięgnie od kilkudziesięciu do niemal stu tysięcy złotych (najdroższa koparka w ofercie BailarCasino.pl kosztuje 93 tysiące złotych).
Wystarczy spojrzeć na wywiady z ekspertami sprzed kilku miesięcy, żeby zorientować się, jak szybko zachodzą zmiany w tej specyficznej branży. – Na start warto przeznaczyć kwotę 10-12 tysięcy złotych – radził w marcu Marcin Żywica z ŻET Technologies na stronach portalu BitHub.pl. – To ceny klasycznej koparki z 6 kartami graficznymi, które zapewnią sensowne zarobki. Taka koparka jest w stanie wypracować do 1000 złotych przychodu miesięcznie, zatem przewidywany zwrot to 12 miesięcy. Wspomnę, że najbardziej kompaktowe konstrukcje zaczynają się od 5 tysięcy, a te największe potrafią kosztować nawet 50 tysięcy złotych – wyjaśniał. Dziś ceny są, jak wspomnieliśmy, znacznie wyższe.
Trudno się dziwić. W tym samym czasie, kiedy Żywica dzielił się swoimi radami z czytelnikami BitHub.pl, zapanował największy szał na koparki. – Bywało i tak, że sprzedawaliśmy po kilkadziesiąt takich urządzeń dziennie. Dziś rynek się w sporej mierze nasycił, ale i tak sprzedajemy co najmniej kilkanaście koparek tygodniowo. To z powodzeniem wystarcza, i tak nie jesteśmy w stanie zapewnić tego sprzętu od ręki. Kupujący muszą czekać około 2-3 tygodni na dostawę – mówi Chajkowski. I czekają.
Biorę, co macie
Gorączka złota ogarnia wszystkich, w kolejce do MINEflow.pl ustawiają się zarówno osoby prywatne, jak i firmy. – Mamy takich klientów, którzy kupują jedną czy dwie koparki. Ale też i takich, którzy zamawiają po kilkadziesiąt sztuk. Zainteresowaniem nie rządzi żadna reguła: zdarza się, że klient indywidualny kupuje partię kilkudziesięciu urządzeń, a są i firmy, które nabędą jedną koparkę – mówi Chajkowski.
Oczywiście, lawinowo rosnące zainteresowanie sprzętem do kopania kryptowalut było wywołane gwałtownymi wzrostami jej notowań – zwłaszcza bitcoina, który wiosną br., wyskoczył jak z procy. Warto jednak dodać, że wirtualna waluta miała też swoje chwile słabości, gdy jej wartość mocno spadała. Teraz kurs najsłynniejszej z kryptowalut jest stabilniejszy, ale wciąż notowania powyżej 4000 dolarów za jednostkę BTC potrafią działać na wyobraźnię. Zwłaszcza, że bitcoin to zaledwie wierzchołek kryptowalutowej góry lodowej: pod koniec sierpnia alternatywny bitcoin cash był warty ponad 600 dol. za jednostkę, a ethereum – ponad 340 dol.
– Dziś to wygląda nieco normalniej, a sprzedaż jest nawet bardziej zadowalająca – podkreśla Chajkowski. – Nie musimy się spieszyć, a wciąż mamy pełne ręce roboty. Większość klientów i tak mówi „biorę w ciemno, co tam macie”. Nie musimy na gwałt uzupełniać stanów magazynowych, a wciąż mamy stabilne obroty. Co więcej, zainteresowanie klientów koncentruje się na urządzeniach o większych osiągach. Gros zamówień to zakupy na kilkaset tysięcy. A zdarzają się klienci, przy których na kasę musimy nabić nawet milion złotych – dodaje.
Zdaniem ekspertów rynek kryptowalut wkroczył dziś w dojrzałość: bez względu na dalsze losy i notowania bitcoina, pojawią się kolejne alternatywne jednostki. Z czasem „kopanie” bitcoinów będzie coraz trudniejsze, więc kopacze będą przerzucać się na nowe waluty. Trudno więc mówić o przejściowej modzie. – Nie zastanawiamy się, co będzie w przyszłości. Wiemy, że kryptowaluty to nie jest kwestia miesięcy, ale raczej lat – mówi nam Piotr Chajkowski. – W tej branży planowanie dalej niż na dwa lata, nie ma większego sensu. W takim tempie zmienia się sprzęt, oprogramowanie, trendy. Ale nam ten horyzont całkowicie wystarcza – kwituje.