Wśród wszystkich firm, które w tym tygodniu prezentowały swoje raporty finansowe za pierwsze półrocze 2017 roku, nie ma takiej, która dorównałaby PZU. Największy polski ubezpieczyciel i jeden z filarów gospodarki pochwalił się wynikami, które są wręcz astronomiczne.
Niemal 2,2 mld złotych udało się uzyskać Zakładowi z działalności operacyjnej. Dla porównania, w ubiegłym roku było to „zaledwie” 1,5 mld złotych. Zysk netto wyniósł 1,73 mld zł, niemal 120 proc. lepiej niż w pierwszej połowie poprzedniego roku. W takim statystycznym ujęciu II kwartał br. wygląda jeszcze lepiej: zysk netto skoczył z 168 mln zł w 2016 roku do 506 mln zł w tym roku.
W telegraficznym skrócie: sukces to zasługa masowego napływu klientów, zarówno tych indywidualnych, jak i firmowych, oraz... szybujących stawek za ubezpieczenie auta. „(...) pozytywny wpływ na wyniki finansowe Grupy PZU w I połowie 2017 roku miały w szczególności: wzrost składki przypisanej brutto w grupie ubezpieczeń komunikacyjnych w segmencie klienta masowego i korporacyjnego w efekcie wzrostu średniej składki oraz w ubezpieczeniach indywidualnych (...)” – można przeczytać w komunikacie Grupy. W pierwszym półroczu Grupa PZU miała zebrać 11,6 mld złotych składki brutto. To najlepszy półroczny wynik w historii firmy – podkreślają jej władze.
Trudno się dziwić, że firma może sobie pozwolić na płacenie członkom zarządu pensji rzędu 90 tys. złotych – tyle miała zarabiać w Zakładzie Małgorzata Sadurska, była szefowa kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. W połowie lipca okazało się jednak, że mimo transferu do firmy, Sadurska z pensji zrezygnowała. PZU nie zaszkodziły też inne polityczne spory: o kojarzonego z ministrem sprawiedliwości, Zbigniewem Ziobro, prezesa Michała Krupińskiego (odwołany w kwietnia br.), poprzednika Sadurskiej w zarządzie Zakładu Andrzeja Jaworskiego (przedstawiciela frakcji „toruńskiej”) czy choćby Aleksandrę Agatowską – żonę Piotra Agatowskiego, nieformalnego doradcy prezydenta, która trafiła do zarządu PZU Życie S.A.