Carlex Design reklamować się nie musi. Sława tej polskiej firmy rozchodzi się wśród europejskich (i nie tylko) milionerów drogą pantoflową z prędkością światła. Mają tyle zamówień, że ledwo wyrabiają z produkcją i to mimo tego, że za odpicowanie twojego samochodu wezmą nawet milion złotych. Bo właśnie tym się zajmują. Zamienią wnętrza luksusowych pojazdów w dzieła sztuki.
– W segmencie produktów unikatowych i luksusowych brak reklamy jest nawet lepszą reklamą – śmieje się Agata Kowalczyk z Carlex Design.
Samochody z meteorytami
Polska firma do tematu samochodów podchodzi od strony, do której pasjonaci motoryzacji nie do końca jeszcze chyba przywykli. Zamiast zajmować się podkręcaniem osiągów i bajerowaniem klientów skomplikowaną elektroniką, stawia na design.
Po liftingu dokonanym przez Carlex Design, samochody przestają przypominać swoje pierwotne wersje. Gdy słyszę, co można umieścić w ich wnętrzu zaczynam rozumieć, dlaczego o ich usługi dopominają się milionerzy z całej Europy. Śruby pokrywane płatkami srebra (albo złota) i deska rozdzielcza wykonana z wysokiej jakości drewna to dopiero rozgrzewka. Polskiej firmie zdarza się pakować do środka np. karbon, a czasem nawet... kawałki meteorytów.
Klienci, którzy oddają samochody w ich ręce pochodzą w dużej mierze z Wielkiej Brytanii, zgłaszają się jednak także osoby z Niemiec, Zjednoczonych Emiratów Arabskich czy Finlandii. Trafiają się również zamożni Polacy. Nasi rodacy stanowią jednak dość niewielki odsetek (ok 15 proc.) ogólnej puli indywidualnych klientów.
Luksusowe auta wśród, których znajdziemy Porsche, Aston Martiny, Lamborghini czy Mercedesy dostają się w ręce zespołu designerskiego, który obmyśla w jaki sposób dopasować je do charakteru właściciela. Głos tego ostatniego jest oczywiście ważny, co nie sprawia jednak, że po przyjściu z walizką pełną pieniędzy Carlex podejmie się każdego wyzwania.
Nie jesteśmy rzemieślnikami
– Nie lubimy, gdy traktuje się nas jak rzemieślników. Projekty, które przygotowujemy, muszą uwzględniać również nasze poczucie estetyki – podkreśla Kowalczyk. Życzenia typu – wyłóżcie mi tylne siedzenie kiczowatą, farbowaną na różowo skórą są więc raczej skazane na niepowodzenie. A że Damian Skotnicki – założyciel firmy – nie rzuca słów na wiatr, możemy się przekonać po tym, że kilka zleceń już odrzucił.
Zasadniczość godna uznania, tym bardziej, że jednorazowy projekt wraz z jego wykonaniem to niemałe pieniądze. Stworzenie takiego motoryzacyjnego dzieła sztuki może kosztować nawet milion złotych. – Cały projekt przewyższył wówczas wartość samochodu, jego wykonanie zajęło kilka miesięcy – wspomina Kowalczyk. To jednak skrajny przykład. Standardowy czas potrzebny na odmienienie wnętrza samochodu to 2-3 tygodnie. Ceny zaczynają się zaś od kilkunastu tysięcy.
Indywidualne zamówienia to najbardziej spektakularny odcinek działalności Carlex Design, ale firma się do nich nie ogranicza. Wręcz przeciwnie. Większość jej dochodów pochodzi z produkcji seryjnej. Firma Skotnickiego pomaga w tworzeniu limitowanych edycji samochodów m.in. dla Forda (a konkretniej Forda Rangera). – Trend dotyczący tworzenia niepowtarzalnych wnętrz robi się coraz popularniejszy. Dobre parametry techniczne i zaawansowana elektronika to już standard, a wnętrzem wciąż można się jeszcze wyróżnić – zauważa Kowalczyk.
Trzeci filar działalności opiera się na tworzeniu samochodów jubilerskich. – Nasz ostatni projekt dotyczył modelu Dodge Challenger Hellcat. Boki drzwiowe były najpierw rzeźbione przez znanego artystę Artura Wochniaka, a następnie opalane specjalną techniką – mówi. Swoją rolę odegrali także jubilerzy, którzy ręcznie stworzyli kierownicę ze srebra. Całość prac pochłonęła rekordowe w historii firmy 12 miesięcy.
Zaczęło się od Forda Sierry
Z perspektywy czasu ciężko uwierzyć, że cała historia zaczęła się nieco przypadkiem. Dekadę temu założyciel Damian Skotnicki studiował grafikę na Uniwersytecie Śląskim, ale zanim zdążył zdobyć wykształcenie, pochłoneła go pewna idea. Mężczyzna zajmował się wówczas sprzedażą drogiej armatury, miał więc okazję przyglądać się luksusowo wykończonym domom bogatych rodaków. Doszedł do wniosku, że przecież podobnie mogłyby wyglądać wnętrza ich samochodów.
Zanim jednak zabrał się za najdroższe modele, naprawił podsufitkę w wysłużonym Fordzie Sierra, a przy okazji nieco ją podrasował. Pierwsza klientka była tak zachwycona końcowym efektem, że od razu poleciła Carlex Design kilku znajomym. A ci kolejnym.
Projekt, który Damian Skotnicki rozpoczął w 2008 roku wraz ze swoją żoną Roksaną rozrósł się już do 150 osobowej ekipy. W Czechowicach-Dziedzicach funkcjonuje dzisiaj studio designu z projektantami po Akademii Sztuk Pięknych, szwalnia i atelier, w którym pieczołowicie tworzone są najdrobniejsze elementy wyposażenia. Z racji międzynarodowego charakteru firmy Ślązacy założyli także oddziały w Wielkiej Brytanii, Czechach i Niemczech.
Carlex Design od samego początku finansowany jest z kieszeni państwa Skotnickich, co z jednej strony daje im pełną kontrolę nad rozwojem firmy, z drugiej powoduje, że nie ma w nim miejsca na spektakularne i ryzykowne inwestycje. Firma postawiła raczej na harmonijny rozwój z dala od pokusy sięgania po pieniądze inwestorów. Kapitał, który zgromadzili przez lata, pozwala im jednak snuć coraz śmielsze plany. W najbliższej przyszłości Czechowice-Dziedzice mają wzbogacić się o montownię i wysyłać w świat własne samochody - bite w limitowanych edycjach, designersko wykończone pickupy.