To miała być afera na miarę Watergate polskiego internetu. Ten tekst miał wstrząsnąć polską sceną start-upową. Napięcie w branży rosło od dawna - na długo przed publikacją artykułu już wiedzieliśmy, że będzie się działo. Na celownik trafił złoty start-up indaHash i jego twórczyni Barbara Sołtysińska. Za spust miał pociągnąć największych blog technologiczny Spider’s Web. Stało się. Tekst trafił do eteru. Influencerzy rzucili się do klawiatur, zazdrośnicy nie szczędzili komentarzy, bohaterzy nie nadążali odpierać zarzuty.
Ale po kolei. IndaHash to platforma łącząca marki z użytkownikami Instagrama. Firma płaci za reklamę, a polski start-up dba, by jej produkt pojawił się na odpowiedniej liczbie zdjęć. Przedsiębiorstwo ma reklamę skrojoną pod pokolenia Z i Y, wpływowi instagramowicze zarabiają, a indaHash bierze za to prowizję. Prosty pomysł przyniósł polskiemu start-upowi szybki rozwój i deszcz nagród.
Dwa tygodnie temu Barbara Sołtysińska zamieściła emocjonalny post na Facebooku - niby nie wprost, ale bardzo wymownie, napisała,, że ktoś jej “robi koło pióra”. Dziś już wiemy, że chodziło o Spider's Web. Dziennikarz Spider's Web opisał kulisy działania jednego z najgorętszych polskich start-upów – indaHash. W wyniku wielomiesięcznego śledztwa dotarł do byłych i obecnych pracowników firmy, którzy zarysowali mu skrajnie niekorzystny obraz platformy stworzonej przez Barbarę Sołtysińską.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że podobno Sołtysińska ze współpracownikami poruszyła niebo i ziemię, żeby tekst się nie ukazał. – Muszę uczciwie przyznać, że nikt nigdy wcześniej nie wytoczył przeciwko nam takich dział jeszcze przed publikacją materiału na Spider’s Web – pisze Przemysław Pająk. Dowiadujemy się, że portal miał być atakowany jeszcze przed publikacją, a anonimowi informatorzy pojawiający się w tekście, nagle wycofywali swoje zeznania pod wpływem presji kierownictwa firmy. Na darmo. Poszły konie po betonie, do wczoraj na tekst można natrafić dosłownie wszędzie, udostępniały go nawet konkurencyjne serwisy. Głos w tej sprawie zabrały już mniej lub bardziej znane osoby z branży jak Borys Musielak (twórca Filmastera) czy Artur Kurasiński (założyciel Muse).
– Teraz już nie dziwią te codziennie ogłoszenia indaHash na Warsaw Startup Jobs. Brawo Karol Kopańko za świetne śledztwo dziennikarskie, czyta się jak kryminał! – chwalił publikację na swoim profilu Borys Musielak.
O tym, że materiał o indaHash mówi całą prawdę o tej firmie przekonany jest również inny przedstawiciel środowiska start-upów, który jednak wolał zachować anonimowość. – Przeciwnicy mówią: „nie ma nazwisk, więc nie ma afery”. To nieprawda – opowiada w rozmowie z nami. I stwierdza, że gdyby tekst nie został „wykastrowany” w obawie przed konsekwencjami, to platforma Sołtysińskiej „padłaby po nim jak po lewym sierpowym” – przekonuje.
– Góra urodziła mysz, trochę się dziwię się, że Spider’s Web zdecydował się to opublikować. Być może coś jest na rzeczy, dziennikarz próbował to opisać, ale końcowo upublicznia tylko historie znane wszystkim osobom pracującym w korporacjach – opowiada Artur Kurasiński w rozmowie z INN:Poland. Podobnego zdania jest Jacek Mossakowski, który pisze: „Każda z tych rzeczy tam napisana jest dla mnie w 100 proc. wiarygodna. I żadna mnie ani nie dziwi - przez podobne sam przeszedłem. Ta branża tak wygląda, po prostu”.
Jackowi Kotarbińskiemu, ekspertowi ds. marketingu, brakuje natomiast dowodów, które mogłyby potwierdzać tezę. – Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Praktyki stosowane w firmie, które wydają się negatywne z punktu widzenia stażysty, nie muszą takimi być. Stażyści, którzy odchodzą z firm, często mają potem do nich żal – zauważa.
W ten sam ton uderza zresztą Mikołaj Nowak z ZPR Media. – Byli pracownicy są rozczarowani i rozgoryczeni, więc opowiadają historię i... historyjki. Moda na sensacje podsyca płomień – komentuje. I zauważa, że w tekście nie ma żadnych załączników, kopii maili, zdjęć ani screenów. – Nie ma nic twardego. To tylko słowa, jakieś animacje i stockowe dodatki – dodaje. O komentarz prosiliśmy również samą Barbarę Sołtysińską. Założycielka indaHash powiedziała nam jednak, że woli skoncentrować się na bieżącej pracy, a wszystko co miała do powiedzenia, umieściła już na swoim profilu.
Wiele komentarzy zostało popełnionych, jeszcze więcej komórek nerwowych zniszczono. Czytałem tekst wzdłuż, później wszerz, z góry do dołu, i z dołu do góry. Wciąż jednak przywołany do tablicy nie odpowiem na pytanie, o czym on był. Nie dowiedziałem się z artykułu o nieuczciwych praktykach pracodawcy. Nic mi również nie wiadomo o tym, jak podobne platformy do indaHash mogłyby nabierać reklamodawców na fejkowych followersów. Dowiedziałem się natomiast, że IndaHash nie umieją w hashtagi, palą papierosy na chodnikach i mają w firmie stażystów, którym nie odpowiadają warunki pracy. I wreszcie dowiedziałem się rzeczy najważniejszej - Spider’s Web nie lubi się z indaHash.