Krzysztof Tchórzewski, szef resortu energii jest pewien, że ceny za prąd wzrosną. I to do kwoty, która sparaliżowałaby wiele gospodarstw domowych. Oto, jak uzasadnia, z czego wyniknie tak drastyczna podwyżka.
– Ustawa o rynku mocy przewiduje kontraktowanie elektrowni, które będą czekały na to, by do sieci wpuścić energię elektryczną w tym momencie, kiedy spada zużycie z odnawialnych źródeł (OZE) – twierdzi Tchórzewski w wywiadzie dla TVP Info.
Wyjaśnia, że za czekanie trzeba zapłacić wytwórcom energii. Przekonuje, że jeśli wprowadzimy rynek mocy, to mniej więcej od 2021 lub 2022 r. dojdzie do pierwszych aukcji i zostaną realizowane pierwsze kontrakty. – Wtedy może to oznaczać dla odbiorcy w gospodarstwie domowym 1,5-2 zł. miesięcznie w rachunku, ale nie na obecnym etapie – dodaje.
W przyszłym roku, podwyżki cen energii elektrycznej nie będą natomiast związane z rosnącymi cenami węgla. Nie oznacza to, że nie będzie ich wcale. Te, w tym tygodniu zapowiedział już prezes Urzędu Regulacji Energetyki. Szef URE zaznaczył jednak, że rachunki za prąd wzrosną nieznacznie.
Dziś miało odbyć się pierwsze czytanie projektu ustawy o rynku mocy. Resort energii poinformował jednak, że rozpoczęcie parlamentarnych prac zostało przesunięte ze względu na potrzebę dodatkowych uzgodnień z Komisją Europejską.
Uzasadnieniem projektu jest to, że w Polsce w ciągu dwóch dekad może pojawić się znaczący niedobór prądu. Wynikałby on z przewidywanego wzrostu zapotrzebowania szczytowego na moc i energię elektryczną i znacznego zakresu planowanych wycofań jednostek wytwórczych z eksploatacji.