Jeden z byłych pilotów Ryanaira przerywa milczenie i obnaża całą prawdę o pracy u tego przewoźnika. – W zawodzie pilota nie ma już nic z dawnej elitarności. Przez tanie linie lotnicze jesteśmy równie eksploatowani jak kierowcy tirów. Pracujemy bez etatu, urlopu, aby tylko samolot był w ruchu – opowiada w rozmowie z mediami. Nic więc dziwnego, że Ryanair drży w posadach, rozpoczął się prawdziwy eksodus pilotów do konkurencji.
Ryanair został zmuszony do odwołania ponad 2 tys. lotów do końca października. Na liście anulowanych tras mamy m.in. lot ze Szczecina do Warszawy, a ponadto połączenia z Warszawy, Rzeszowa czy Poznania do Londynu. Przewoźnik tłumaczy się tym, że ze względu na zaplanowane urlopy Ryanair nie dysponuje wystarczającą liczbą pilotów. A jaka jest prawda?
Zdaniem byłego pilota Ryanair, linie lotnicze są same sobie winne. Pilot mówi, nie przebierając w słowach, wprost o tym, jak był wykorzystywany przez poprzedniego pracodawcę. – Etaty to w naszej branży rzadkość. Praca w Ryanairze jest równie elitarna jak na kasie w Biedronce. Owszem, płacą dużo, około 50 tys. zł miesięcznie dla kapitana samolotu, ale nie oferują, jednak etatu i zabezpieczenia socjalnego, między innymi płatnych urlopów – twierdzi w rozmowie z WP polski kapitan, który rozstał się z Ryanair niespełna rok temu i dziś pracuje w konkurencyjnej linii lotniczej. Twierdzi, że Ryanair odwołuje masowo loty, bo piloci przeszli do konkurencji – Norwegiana.
Argumentuje, że praca w Ryanair jest jak zawód kierowcy tira. Przekonuje, że pracodawca robił wszystko, by do maksimum wykorzystać normę ponad 800 godzin pracy w powietrzu rocznie. – Załóżmy, że pilot rozpoczyna dzień w Modlinie, potem leci do Londynu, następnie do Marsylii, by skończyć dzień we Włoszech. Po 12 godzinach odpoczywa, by powrócić do domu kolejną trasą. W praktyce kiedy wychodziłem z domu w środę, to wracałem dopiero w niedzielę – dodaje.
Dlaczego tak się dzieje? Polityka Ryanaira jest prozaicznie prosta: chce jak najwięcej oszczędzić, nawet jeśli odbywa się to kosztem pracownika. Stąd właśnie zmniejszony do maksimum zespół pilotów i, jako efekt, niesamowicie napięty grafik. Efekt? Wielu pilotów nie wytrzymało tej presji i odeszło do konkurencji. Do samych tylko Norwegian odeszło około 140 pilotów. Przewoźnik, mimo że się nie przyznaje, nie ma innego wyjścia niż zdecydować się na masowe odwołania lotów.
Szef Ryanair Michale O'Leary próbuje ratować sytuację i proponuje swoim byłym pilotom 10 tys. euro (ok. 43 tys. zł) dodatkowej premii. Oby nie było za późno.