Hotel to hotel, moglibyśmy pomyśleć, pewne standardy zachowania w nim obowiązują. Konieczność wyasygnowania co najmniej stu kilkudziesięciu złotych za dobę powinna sprawić, że tak klientela jak i obsługa będzie na poziomie. Jak widać niekoniecznie.
Niekoniecznie do tego stopnia, że jeden z takich obiektów zdecydował się na zamieszczenie w załączniku do swojego regulaminu całego cennika, dotyczącego szkód powstałych po...zabrudzeniu różnych cześć pokoju.
Sprzątanie i pranie ręczników po wymiotowaniu w łazience lub zabrudzeniu ręczników krwią lub fekaliami – 300 zł. Stawka rośnie przy analogicznych szkodach dotyczących łóżka lub podłogi – wtedy cennik wskazuje już 600 zł. A jeżeli przez nasze ekscesy trzeba będzie dodatkowo malować ściany (równe 1500 zł), może okazać się, że koszt odszkodowań przekroczy wielokrotnie opłatę za dobę hotelową.
Mniejsza tutaj o to, o jaki hotel konkretnie chodzi. Problem, który całkiem wprost wyartykułował poprzez wspomniany załącznik, dotyczy w zasadzie każdego punktu usługowego w Polsce. - – Zdarzyło się, że pan usiadł pod drzwiami i się po prostu wypróżnił, ale tu nie ma co opowiadać. Inny gość rozmazał swój kał na ścianie. Pokojowe natomiast spotykają się z sytuacjami, że przyczyną zatkanego odpływu w prysznicu jest... kupa – opowiadała nam pracownica jednego z hoteli.
Problem stanowi również fala kradzieży. Badanie przeprowadzone w Polsce i na Węgrzech przez serwis Nocleg.pl pokazuje, że aż 85 proc. hoteli i pensjonatów narzeka na ginące wyposażenie pokoi. Właścicieli wkurzyło to do tego stopnia, że zaczęli tworzyć "czarne listy" gości. Klient pod krawatem jest być może „mniej awanturujący się”, ale poza tym często nie różni się od każdego innego przypadkowego konsumenta.
Nie lepiej jest w branży gastronomicznej. Szybkie pytanie zadane przedstawicielom tej branży pokazuje, że temat nie jest im obcy.
– Mam zawsze przygotowaną szczotkę i mop do posprzątania po sobie. Jeśli wandal dokonał spustoszenia daję fartuch i rękawiczki. Zapraszam na zmywalnię naczyń lub wręczam „berełko” – tłumaczy pan Radosław.
Nie każdy podchodzi jednak do tematu tak spokojnie. Jeden z pracowników pubu opowiada, że w przypadku zostawienia toalety w opłakanym stanie bywa zdecydowanie bardziej stanowczy.
– Sprzątasz sam albo ochroniarz sprząta Tobą – mówi. I dodaje, że sprawę może załatwić również 50 zł płatne oczywiście na miejscu.
Być może zastanawiało was też, dlaczego część ubikacji na stacjach paliw otwieranych jest tylko na klucz, który wcześniej trzeba odebrać od obsługi? Tutaj również mamy wyjaśnienie.
– Wchodzi taki, odleje się za darmo do kibla albo obok,nie powie dzień dobry ani do widzenia. A my potem to sprzątamy. Za darmo powinno być tylko dla klientów. Lub chociaż tak jak jest na niektórych mniejszych stacjach – trzeba przyjść po klucz. To by już chyba trochę mogło zniechęcić do takich zachowań – opowiada pracownik jednej z największych stacji paliw w Polsce.