
Reklama.
– To po prostu nie ma sensu. To nie jest przez nikogo regulowane, nie jest pod kontrolą, nie jest pod żadnym nadzorem – wymieniał w wywiadzie udzielonym stacji CNBC Alwaleed Bin Talal, inwestor m.in. w Citigroup, AOL, Apple czy Motoroli.
Tym samym saudyjski książę – znany z tego, że miliardów dorobił się sam, w niewielkim stopniu korzystając z rodzinnych koneksji – dołączył do grupy menedżerów takich jak Jamie Dimon, prezes JPMorgan, czy Larry Fink, prezes funduszu inwestycyjnego Blackrock. Pierwszy określił bitcoina mianem „oszustwa”, drugi porównał kryptowaluty do pralni pieniędzy. O „największym przekręcie w dziejach” mówił też kilka dni temu Jordan Belford, pierwowzór bohatera filmu „Wilk z Wall Street”.
Polowanie na BTC
Nie minęły nawet dwa tygodnie od tego, jak bitcoin kosztował 5000 dolarów, a już przebił pułap 6000 dolarów. Czy cokolwiek uzasadnia taki skok wartości kryptowaluty? Na świecie wybuchł jakiś kryzys, wojna, bitcoin znalazł jakieś nowe powszechne zastosowanie?
Nie minęły nawet dwa tygodnie od tego, jak bitcoin kosztował 5000 dolarów, a już przebił pułap 6000 dolarów. Czy cokolwiek uzasadnia taki skok wartości kryptowaluty? Na świecie wybuchł jakiś kryzys, wojna, bitcoin znalazł jakieś nowe powszechne zastosowanie?
Nie, nikt z naszych rozmówców nie ukrywa, że „polowanie na bitcoina”, jakie zaczęło się w ostatnich tygodniach, nie jest związane z jakimiś dramatycznymi okolicznościami. Po prostu potęgują się nadzieje na to, że najsłynniejsza z kryptowalut da godziwie zarobić wszystkim inwestorom. Wystarczą wyliczenia niektórych portali internetowych, że „kto w 2011 roku włożył w bitcoiny 100 dolarów, dziś dysponuje majątkiem sięgającym półtora miliona”. W sytuacji, w której akcje czy nieruchomości nie dają takiego przebicia, kryptowaluty pozostają największą nadzieją na potencjalny szybki zarobek.
I będzie na tym rynku jeszcze ciekawiej. – Do końcu roku jeszcze może paść niejeden rekord. Widząc to zainteresowanie, jeszcze wiele może się wydarzyć – mówi INN:Poland Filip Pawczyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin. – Ale wcześniej czy później rynkowi będzie potrzebne ochłodzenie i ustabilizowanie na jakimś poziomie. Tyle że patrząc, jakie zastrzyki kapitału ten rynek dostaje, jak jest stymulowany, trudno spekulować, jaki to będzie poziom – dorzuca.
Czy coś napędza tę stymulację? Nadzieja. Krzysztof Piech, prezes Instytutu Wiedzy i Innowacji oraz wykładowca Szkoły Głównej Handlowej, porównuje to, co dzieje się z bitcoinem, do rynku akcji. – Realne wyniki finansowe spółek też nierzadko nie odzwierciedlają popytu na ich akcje. To, co dzieje się zatem z bitcoinem w ostatnich miesiącach, to w olbrzymiej mierze spekulacja – mówi nam Piech. – To nie jest zaskoczenie, jak przy każdej technologii, pojawiały się głosy, że mamy do czynienia z bańką, każdy młody rynek kapitałowy to przeżył, czy to w Polsce, czy w Turcji. Kwestia tylko, czy będziemy krzyczeć „o, bańka!”, czy myśleć, jak na niej zyskać, a przynajmniej nie stracić – dodaje. I jednocześnie podkreśla, że jest to spekulacja nie pozbawiona podstaw.
Za garść bitcoinów
– Jednym z zasadniczych czynników napędzających wycenę bitcoina jest zaintersowanie funduszy i banków inwestycyjnych – mówi Piech. – Poza tym przed kryptowalutami padają kolejne bariery: adaptacja bitcoina w Japonii jest ogromna, obroty na tamtejszym rynku 70-krotnie wyższe niż na polskim, mimo że nasz rynek jest w pierwszej dziesiątce na świecie. Nie inaczej jest w Korei Południowej – dorzuca. Szybkiego rozwoju kryptowalut nie były w stanie powstrzymać nawet restrykcje, jakie wprowadził w ostatnich tygodniach Pekin: kurs bitcoina nieubłaganie rósł.
– Jednym z zasadniczych czynników napędzających wycenę bitcoina jest zaintersowanie funduszy i banków inwestycyjnych – mówi Piech. – Poza tym przed kryptowalutami padają kolejne bariery: adaptacja bitcoina w Japonii jest ogromna, obroty na tamtejszym rynku 70-krotnie wyższe niż na polskim, mimo że nasz rynek jest w pierwszej dziesiątce na świecie. Nie inaczej jest w Korei Południowej – dorzuca. Szybkiego rozwoju kryptowalut nie były w stanie powstrzymać nawet restrykcje, jakie wprowadził w ostatnich tygodniach Pekin: kurs bitcoina nieubłaganie rósł.
– Docierają do mnie informacje, że nasi główni konkurenci już zaczynają się tymi tematami interesować. Przygotowują zarówno usługi związane z kryptowalutami, jak i nimi opłacane – mówi nam analityk jednej z globalnych agencji konsultingowych. – Coraz więcej dzieje się poza realem i klienci oczekują, że będziemy ich na tym polu wspierać – dodaje. Według niego, z kryptowalutami jest, jak z wszystkimi innowacjami: wyceną rządzą prawa nieprzystawalne do tradycyjnych i dobrze już znanych technologii. – To się rozwija gdzieś na marginesie. Kryptowaluty to elementy pomijalne, jeżeli chodzi o cały rynek pieniężny. Ale jak z wszystkimi innowacjami, może się okazać, że nagle zaczną wypierać tradycyjną ofertę – dorzuca.
Zainteresowanie bitcoinami podsycają też doniesienia ze środowisk indywidualnych inwestorów. W ciągu ostatnich miesięcy dwukrotnie już doszło do hard fork, czyli podziału bitcoina: od głównej kryptowaluty oddzieliły się dwie inne jednostki – bitcoin cash i bitcoin gold. Obie niosą obietnicę stosunkowo łatwego zarobku, powtórzenia w jakiejś mierze sukcesu pierwowzoru. Problem w tym, że mimo wszystko pozostają one innymi walutami – na dodatek, jak podkreśla Filip Pawczyński, za każdym hard forkiem stoi po prostu jakaś grupa programistów, jakaś część środowiska – i w przypadku ostatniego podziału słynnej kryptowaluty, jest to grupa nie budząca zaufania społeczności.
Aż sypnie się kryptowaluta
– Zmienność bitcoina wciąż jest bardzo duża, ta kryptowaluta wciąż się nadaje do szybkich płatności, gdzie zmiany kursów nie są tak mocno odczuwalne – mówi nam Krzysztof Piech. – Jeżeli chcemy przesyłać transfer na drugi koniec świata, bitcoin będzie zdecydowanie lepszy od tradycyjnych transferów bankowych – dodaje. Jak jednak zastrzega, dotyczy to przelewów o dużej wartości, bo w mikrotransakcjach opłacalność używania bitcoina zaczyna spadać. – Każda transakcja na bitcoinie jest związana z kosztami, a te znacząco wzrosły. Jeszcze dwa lata temu były one nieodczuwalne, nie siegały nawet centa, teraz potrafią dobić nawet kwoty kilku dolarów. W tym przypadku obrót gotówką, przekazywaną z ręki do ręki, staje się opłacalniejszą alternatywą – kwituje.
– Zmienność bitcoina wciąż jest bardzo duża, ta kryptowaluta wciąż się nadaje do szybkich płatności, gdzie zmiany kursów nie są tak mocno odczuwalne – mówi nam Krzysztof Piech. – Jeżeli chcemy przesyłać transfer na drugi koniec świata, bitcoin będzie zdecydowanie lepszy od tradycyjnych transferów bankowych – dodaje. Jak jednak zastrzega, dotyczy to przelewów o dużej wartości, bo w mikrotransakcjach opłacalność używania bitcoina zaczyna spadać. – Każda transakcja na bitcoinie jest związana z kosztami, a te znacząco wzrosły. Jeszcze dwa lata temu były one nieodczuwalne, nie siegały nawet centa, teraz potrafią dobić nawet kwoty kilku dolarów. W tym przypadku obrót gotówką, przekazywaną z ręki do ręki, staje się opłacalniejszą alternatywą – kwituje.
Katastroficzna wizja, jaką straszą globalni potentaci, zawiera jeden istotny element: groźbę, że bitcoin któregoś dnia zniknie, okaże się iluzją dla naiwnych lub chciwych. Tak się jednak nie stanie – uspokajają eksperci. – Kilka lat temu wydawało się, że jeżeli jakiś większy kraj zakażę bitcoina, to kryptowaluta może się nie przyjąć – mówi Piech. – Teraz okazuje się, że nawet restrykcje nakładane przez największe państwa mogą wywołać co najwyżej przejściowe wahania kursu – dodaje.
– Przyzwyczajmy się do funkcjonowania bitcoina i innych kryptowalut. Nie da się ich uniknąć – radzi ekspert. – Niestety, po drodze mogą się zdarzać bańki czy bąble, jeden taki już przeżyłem, kiedy cena bitcoina spadła do 200 dolarów. I spadnie kiedyś ponownie, z tą świadomością po prostu musimy żyć – kwituje.