W sklepach brakuje jajek, a te które znajdujemy na półkach, zaczynają być nieprzyzwoicie drogie. Podczas gdy Polacy załamują ręce, pewien przedsiębiorczy biznesmen ze wsi Żylice może zacierać je ze szczęścia. Dzięki podwyżkom cen, jego kury przynoszą dodatkowe 26 tys. złotych zysku na godzinę.
Wrzesień 2017 roku – UOKiK nakłada na Fermy Drobiu Woźniak karę w wysokości 340 tys. zł. Okazuje się, że firma „zapomniała” poinformować urząd o tym, że przejmuje jednego ze swoich największych konkurentów – Fermy Drobiu Borkowski, które w okresie świetności wypuszczały na rynek 5,5 mln jaj rocznie.
Pana Zbigniewa Woźniaka, właściciela F.D Woźniak, takie kary jednak nie muszą obchodzić. Jego firma potrzebuje dodatkowych mocy przerobowych. Mimo wzrostu cen jajek popyt jest bowiem ogromny. – Generalnie w tej chwili można kupić jaja, aczkolwiek są sieci, w których rzeczywiście ich nie ma – tłumaczył naTemat Mariusz Szymyślik, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.
A FDB, chociaż upadły niemal 3 lata temu, dysponują dużym zapleczem. W ręce Woźniaka wpadły fermy drobiu w czterech miejscowościach oraz dwie odchowalnie wraz z wyposażeniem.
Europejska afera
Skąd jednak wzięły się u nas te jajeczne deficyty? Zacznijmy od tego, że u belgijskich i holenderskich producentów wykryto jajka skażone fipronilem. Do tego doszła ptasia grypa we Włoszech – tamtejszy ubój około miliona niosek spowodował, że handlarze tęsknym okiem spojrzeli w kierunku Polski. Krajowa Federacja Hodowców Drobiu i Producentów Jaj szacuje, że z krajów Unii Europejskiej mogło „zniknąć” nagle nawet kilkadziesiąt milionów jaj.
Firmie Woźniaka ta afera spadła z nieba. Rok temu to właśnie jego kury
były oskarżane o roznoszenie zarazy po Starym Kontynencie. Media we Francji, Danii, Belgii i Niemiec alarmowały, że polskie jaja są zakażone salmonellą. I choć nasi rodacy bronili się, że zachorowania na salmonellozę występowały jeszcze przed wypuszczeniem kwestionowanych partii dostaw na rynek, machina „czarnego PR-u” ruszyła.
– To było nieporozumienie. Salmonella jest nieodłączna jeśli chodzi o produkcję zwierzęcą. Jest tak powszechną bakterią, jak bakteria coli wśród ludzi. W produkcji drobiarskiej czasami się pojawia, choćby nie wiem, jak wysokie standardy jakości panowały w firmie – opowiada nam Mariusz Szymyślik.
Ekspert dodaje, że w systemie wczesnego ostrzegania stworzonym przez Unię Europejską (RASFF) doniesienia o zakażeniach są powszechne. – Bywają dni, że pojawia się tam kilkanaście informacji o wykryciu salmonelli – nie ma wątpliwości.
Tego typu historie skutecznie szczepią jednak branże na kolejne afery. Woźniak po wypadku z salmonellą wdrożył rygorystyczne przepisy. FDW zaczęły stosować ponadstandardowy system najwyższego bezpieczeństwa jaj - Eggida i chwali się, że dzisiaj sprawdza nawet kurz na wentylatorze.
– Siłą polskich producentów jest to, że nasze drobiarstwo stara się być zaawansowane jeśli chodzi o nowinki związane z bioasekuracją. Choć dotyczy to przede wszystkim dużych producentów – mówi Szymyślik. No i właśnie zbieramy tego owoce.
– Pozyskujemy nowe rynki, sprzedajemy nasz produkt do wielu krajów w Europie i na świecie – tłumaczyła pół roku po aferze z salmonellą „Portalowi Spożywczemu” Małgorzata Kuriata, dyrektor handlowy FWD.
Panie, czemu ta drogo?
Obecny kryzys sprawił, że większa część polskiej produkcji poszła na Zachód, bo miejscowi kontrahenci przebijają polskie stawki. Co za tym idzie, ceny jajek nad Wisłą poszły w górę – w połowie października za jaja konsumpcyjne w hurcie trzeba było zapłacić 40 zł i 50 groszy za 100 szt. – rok temu za taką samą ilość trzeba było wydać o jakieś 8 zł mniej (analizy banku BGŻ BNP Paribas)
To tylko parę złotych – żachnie się czytelnik. To fakt, ale chodzi o skalę. Kury Woźniaka, stłoczone w wielkich halach produkcyjnych, jak pasażerowie metra w godzinach szczytu, produkują 92 jajka na sekundę, czyli niemal 800 tys. sztuk dziennie. To oznacza (szacunkowo rzecz jasna, bo część produkcji idzie za granicę więc zyski są zapewne jeszcze wyższe), że dzięki tej podwyżce polska firma zarabia dodatkowe 26 tys. zł na godzinę. A eksperci prognozują, że przed Świętami ceny mają pójść jeszcze w górę.
Od poloneza do potentata
F.D Woźniak to dziś prawdziwy jajeczny potentat, lider w segmencie produkcji jaj konsumpcyjnych w Polsce i jeden z największych producentów w Europie. Ich założyciel, Zbigniew Woźniak, wpadł na pomysł wejścia w biznes jajczarski w 1986 roku. Na początku wydzierżawił spółdzielnię rolniczą, zakładając tam swój pierwszy kurnik.
Początkowo mężczyzna realizował zlecenia, rozwożąc polonezem jajka po okolicznych targach, dzięki rosnącym zyskom mógł sobie jednak pozwolić na odkupienie hali i zainwestowanie w nowocześniejsze środki produkcji. Dzisiaj firma jest już w zasadzie samowystarczalna. Ma własną wylęgarnię piskląt, hale produkcyjne z kurami, mieszalnie pasz, sortownie, magazyny a nawet własny transport.
Firma Woźniaka eksportuje dzisiaj jajka do 30 krajów świata. Poza Europą (na same Niemcy przypada 35 proc. produkcji) są to kraje jak Bahrajn, Gwinea i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ale na tym zapewne się nie skończy. Koniunktura naszym producentom wyraźnie sprzyja.