Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister rozwoju i finansów, ma – teoretycznie – powody do dumy. Udało się bowiem utrzymać nadwyżkę budżetową, lecz wygląda na to, że niedługo czeka nas poważny deficyt.
We wrześniu nadwyżka budżetowa wyniosła 3,8 mld zł - poinformował z dumą Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister finansów. Tak dobrego wyniku nie było od 2007 r., kiedy to nadwyżka w budżecie wyniosła 200 tys. zł.
Eksperci studzą jednak entuzjazm wicepremiera. Jak wskazują, efekt nadwyżki udało się osiągnąć dzięki mniejszym wydatkom. Rząd zakładał, że te sięgną 30,4 mld zł, podczas gdy kasa państwa uszczupliła się o 28,4 mld zł.
Oznacza to, że dzięki mniejszym wydatkom udało się zaoszczędzić 2 mld zł. Gwoli sprawiedliwości trzeba też zaznaczyć, że rosną wpływy z podatków. Zakładano, że te będą sięgać 25,5 mld zł, podczas gdy wyniosły one 27,3 mld zł.
Ministerstwo Finansów informuje, że od początku roku dochody z VAT są o 22,4 mld zł większe niż rok temu – było to jednym z największych priorytetów Mateusza Morawieckiego. Co więcej, wpływy z PIT urosły o prawie 3 mld zł, a z CIT o 2,5 mld zł. Akcyza dała blisko 2 mld zł. Łącznie wpływy podatkowe w tym roku są o ponad 15 proc. większe niż w 2016 r.
Według ekspertów nie ma się jednak z czego cieszyć. Jak zaznaczają, wskaźnikiem, który najlepiej obrazuje stan finansów publicznych, jest saldo całego sektora, a nie tylko budżetu centralnego. Po wrześniu deficyt sektora finansów publicznych, który zawiera m.in. budżet państwa, samorządów czy fundusze (ubezpieczenia społeczne, drogowe) sięgnął ok. 1 mld zł. Jednak pod koniec roku sięgnie ok. 50 mld zł, co przekłada się na mniej więcej 2,6 proc. Produktu Krajowego Brutto. Będzie to jednym z najwyższych poziomów w Unii Europejskiej.