Pamiętacie kryzys zapoczątkowany przez zapaść na rynku kredytów hipotecznych w 2008 roku? Coraz więcej ekspertów uważa, że było to tylko preludium do właściwego kryzysu. A skali tego, który nadejdzie, nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. Jaki będzie jego efekt? - Kiedy system dojdzie do ściany, banki i państwa zaczną zagarniać aktywa firm i obywateli, które znajdują się w ich zasięgu - ostrzega w rozmowie z INN:Poland Cezary Graf, prawnik specjalizujący się w nieruchomościach, inwestycjach oraz kryptowalutach.
Mike Maloney i Jim Rogers to tylko dwaj z wielu uznanych analityków, którzy wieszczą, że czeka nas kryzys, przy którym ten z 2008 roku był tylko niewinną igraszką. Co takiego dzieje się na świecie, że z mediów docierają do nas coraz bardziej katastroficzne zapowiedzi?
Z mojego punktu widzenia najbardziej istotne są trzy zjawiska. Pierwsze to problem demograficzny. W świecie zachodnim jest coraz więcej osób w podeszłym, poprodukcyjnym wieku oraz coraz więcej osób młodych, lecz bezproduktywnych.
Młodym się nie chce?
Część po prostu nic nie robi, ale u niektórych bezproduktywność bierze się również z faktu, że zostali wepchnięci przez system w robienie rzeczy nieprzysparzających wartości, niekiedy nawet szkodliwych. Jednocześnie u znaczącej części młodego pokolenia panuje swoista pogarda w stosunku do zajęć przyziemnych, lecz pożytecznych oraz fonoholizm (uzależnienie od telefonów – przyp. red.). Źle to rokuje przyszłej produktywności.
Po takim wstępie strach pytać o punkt drugi i trzeci.
Kolejny problem wiąże się z faktem, że banki i państwa w wielu miejscach zmieniły swoją funkcję z usługowej na pasożytniczą. Do tego dochodzi jeszcze kwestia zadłużenia oraz emisja walut bez pokrycia. Zadłużenie rośnie na poziomie prywatnym, korporacyjnym i publicznym. Byłoby niemożliwe do obsłużenia już obecnie, gdyby nie niskie stopy procentowe sztucznie utrzymywane poprzez skup aktywów. Ten dokonywany jest przez banki centralne za świeżo wyemitowane, pozbawione pokrycia waluty. A kiedy waluta traci cechę rzadkości, zaczyna jednocześnie tracić sens istnienia...
No właśnie, wspomniał Pan o długu prywatnym. Podczas gdy większość ludzi kieruje wzrok na licznik zadłużenia poszczególnych krajów, amerykański ekonomista Amir Sufi, zauważa: „mniejsza o długi państw, spójrzmy na ile zadłużają się nasi obywatele”. Dojdzie do jakiegoś sprzężenia?
Dojdzie nie tyle do sprzężenia, co do finansowej „apokalipsy zombie”. Korporacje, państwa oraz obywatele z powodu wieloletniego, sztucznego utrzymywania stóp procentowych na niskim poziomie nie są w stanie ocenić, czy są rentowne i wypłacalne. Gdy tylko stopy wzrosną, okaże się kto jest finansowym zombie. A mało kto nim nie jest.
Co nam się urodzi z tej mieszanki?
System nie przetrwa w obecnej postaci. Kiedy dojdzie do ściany, banki i państwa zaczną zagarniać aktywa firm i obywateli, które znajdują się w ich zasięgu. Należy zauważyć, iż po upadku systemu dla ogółu wcale nie musi być lepiej.
To kwestia dekady, lat czy raczej najbliższych miesięcy?
Kryzys wystąpi do końca 2020 roku. Medialnie może nie być określony ‘kryzysem finansowym', tylko inną oryginalną nazwą. Niezorientowani rozpoznają go po tym, że ich emerytura - niezależnie od nazwy firmy czy instytucji emerytalnej – w istotnej części zniknie. Oczywiście znajdzie się na to jakieś uzasadnienie. Ponadto nieruchomości, dochody oraz konsumpcja zostaną opodatkowane na trudnym dzisiaj do wyobrażenia poziomie, a sam system podatkowy zostanie dla przeciętnych jednostek bardzo uszczelniony. Dodatkowo nastąpi rozwodnienie inflacyjne depozytów bankowych firm i osób prywatnych.
W kryzysie z 2008 roku zaczęło się od bankructwa Islandii, potem upadł Lehman Brothers. Co tym razem może stać się zapalnikiem?
Nie wiem, nikt tego nie wie... Dostosowuję jednak inwestycje do sytuacji, w której większość szeroko rozumianych obietnic finansowych przechowywanych w postaci scentralizowanych zapisów elektronicznych, jak np. różne produkty finansowe czy obligacje korporacyjne przestanie być honorowana lub będzie honorowana wybiórczo. Wartość zachowa tylko to, co mamy pod kontrolą. Ludzie często nie rozróżniają jednego od drugiego, co stanowi wielki triumf systemu nad nimi. Przebieg samego kryzysu natomiast bardziej będzie przypominał poważne, wieloogniskowe pożary lasu od wybuchu beczki z prochem.
A gdzie ten las zapłonie jako pierwszy?
W UE, Japonii albo Chinach. To trzech równie silnych w swej słabości kandydatów do bycia zarzewiem kolejnego kryzysu.
A Ameryka?
Amerykanie częściowo wyciągnęli wnioski po 2008 roku i dzisiaj pełnią rolę jednookiego króla pośród ślepców.
Czy politycy w tym momencie są jeszcze w stanie cokolwiek zrobić? Czy pozostaje nam tylko bierne obserwowanie tej katastrofy?
W słabych demokracjach zachodnich, gdzie większość elektoratu jest nieświadoma i roszczeniowa, nie jest to proste. Poza tym, w niektórych krajach nawis zadłużenia jest tak wysoki, że bez jego anulowania, czyli bankructwa, reformy są nieskuteczne. Pozostaje tylko gra na czas. W Europie dobrym przykładem takiego kraju jest Francja.
A czy przeciętny Kowalski może się przed tym jakoś uchronić? Bohaterowie programu Discovery i poszukiwacze złota, Jarosław i Krzysztof Jabłonowscy opowiadają, że korporacje rzuciły się na Afrykę. Szukają tam złota i diamentów. To one mają je zabezpieczyć przed kryzysem.
To dobry trop. W obliczu kryzysu osoby, które inwestowały w złoto fizyczne, dobre kryptowaluty oraz pewne ilości fizycznej gotówki w dolarach amerykańskich i frankach szwajcarskich mogą nawet relatywnie zyskać. Obawiać powinni się za to posiadacze przewartościowanych nieruchomości zakupionych na kredyt, obligacji oraz systemowych produktów finansowych, które kontrolowane są przez emitentów i brokerów a nie właścicieli. Pozostawiam otwartym pytanie, w które grupy aktywów częściej inwestuje przeciętny Kowalski.
Z historii wiemy, że takie kryzysy zwykle pociągają za sobą wojny. Czy to możliwe, że czeka nas kolejna?
Do dużej i prawdziwej wojny nie ma sensu się przygotowywać, ponieważ wiązałaby się z całkowitym zniszczeniem planety. Bardziej prawdopodobne wydają się mniejsze lokalne wojny, które są tak naprawdę wojnami proxy (czyli inspirowanymi przez siłę zewnętrzną – przyp. red.) wielkich mocarstw. Przykłady? Ukraina, Syria potencjalnie Korea Północna, Wenezuela. Polska także leży w strefie, w której krzyżują się interesy Rosji, UE, USA a być może niebawem także Chin.
Zakładając jednak, że do takiego wojennego scenariusza jednak nie dojdzie - w latach 30. w Stanach przez kryzys zbankrutowała masa banków. Dzięki temu sektor pozbył się w nieco brutalny, ale naturalny sposób, części swojej chorej tkanki. Czy kryzys, który nas czeka, może mieć dla światowej gospodarki podobne, oczyszczające konsekwencje?
Nie sądzę, najbliższy kryzys będzie zwykłym, brutalnym transferem majątków. „Oczyszczające” znaczenie może polegać wyłącznie na ograbieniu klasy średniej oraz średniej-wyższej z reszty zasobów finansowych.