Donald Trump ma przynajmniej częściowo zawdzięczać swoje zwycięstwo zmasowanej propagandzie online.
Donald Trump ma przynajmniej częściowo zawdzięczać swoje zwycięstwo zmasowanej propagandzie online. Fot. Pixabay
Reklama.
Tak to się robi w Ameryce. Przez ponad dwa lata media społecznościowe za oceanem zalewały setki postów, memów, fake news i pozorowanych wydarzeń, które miały pogłębiać podziały, podgrzewać przed- i powyborczą atmosferę, antagonizować najważniejszych polityków. Portal Tech Crunch zebrał na swoich stronach liczną kolekcję tego typu postów – w większości już dziś usuniętych.
logo
Nie ma znaczenia, czy Berniego Sandersa się popiera czy atakuje: grunt, żeby obudzić emocje i osłabić jego najważniejszą rywalkę. PrntScr
logo
Granie na obawach przed imigrantami to stary trik. Dlatego nie trzeba wiele, żeby przypomnieć wyborcom te emocje. Fot. PrntScr
logo
Clintonowie jako grzesznicy: "jeśli ja wygram, wygra Clinton" - zapowiada mocujący się z Chrystusem szatan. A rzekomy nieślubny syn Billa Clintona przypomina Amerykanom o swoim istnieniu. Fot. PrntScr
logo
Niepodległość Teksasu, dyskwalifikacja Clinton w wyścigu prezydenckim - nieważne, że postulaty nierealne. Liczy się to, żeby zrobić wrażenie, jakby w USA było zatrzęsienie radykałów. Fot. PrntScr
logo
"O szariacie nawet nie powinno się debatować", "Chcecie, żeby TO było zabronione w Ameryce?" - na antyislamskich nastrojach wiele da się ugrać, również w USA. Fot. PrntScr
logo
Bez względu na to, czy potępia się czarnoskórych gangsterów czy przypomina, że Czarne Pantery miały bronić Afroamerykanów przed Ku Klux Klanem - warto rozdrapywać rany. Fot. PrntScr