Rozmach tej inwestycji ma przewyższać wszystko, co Podhale do tej pory widziało. Grupa lokalnych biznesmenów chce wybudować pierwszy w Polsce kryty, całoroczny stok narciarski o rekordowej długości, sięgającej tysiąca metrów. Zakopiański ratusz przyklasnął inwestycji i obiecuje biznesmenom ulgi podatkowe oraz rozbudowanie okolicznej infrastruktury drogowej. W nadziei, że nowa atrakcja ożywi legendarny, a tracący w ostatnich latach atrakcyjność kurort.
– Pomysł powstał w sposób prozaiczny: grupa zapaleńców, narciarzy-alpejczyków, podczas zawodów amatorskich jakieś dwa lata temu zaczęła utyskiwać na poziom sportu wyczynowego w Polsce. Bo nie ukrywajmy, polskie narciarstwo alpejskie kuleje. W niemal 40-milionowym kraju nasi zawodnicy łapią się może na jakieś sześćdziesiąte miejsce w Pucharze Świata – opowiada INN:Poland Maciej Zubek, architekt z Nowego Targu, który ma przygotować szczegółowy projekt obiektu.
– Do niedawna tak samo było ze skokami, a teraz mamy jedną z najlepszych ekip narodowych w historii – podkreśla Zubek. – Od słowa do słowa – że nie ma bazy treningowej, że zawodnicy muszą jeździć na jakieś lodowce, że Nosal i Gubałówka praktycznie nie funkcjonują – zrodził się pomysł: są tereny, jest topograficzna infrastruktura – dodaje.
Pula niewiadomych
Od słowa do słowa zrodziło się przymierze właścicieli gruntów na zboczach Furmanowej i Ciągłówki, a więc w stosunkowo niewielkiej odległości od centrum miasta. „Spółdzielnia” przybrała nazwę Gubałówka Capital Snow. Ich kryty stok ma liczyć 40 metrów szerokości i aż tysiąc długości – czyli mniej więcej dwukrotnie więcej niż liczą sobie tego typu obiekty w Europie i w przybliżeniu tyle, ile liczy sobie stok w Dubaju. W środku ma działać wyciąg krzesełkowy.
– Nie ukrywajmy, ta hala ma służyć nie tylko celom rekreacyjnym. Ma spełniać takie wymogi, by można tam było rozgrywać zawody, a przede wszystkim trenować – podsumowuje Zubek. Oznacza to konieczność uzyskania homologacji Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i Polskiego Związku Narciarskiego. Nie jest jednak przesądzone, jak wcześniej pisała o tym „Gazeta Krakowska”, jak dokładnie będzie wyglądać nowy obiekt. – Jednak teren, na którym planowana jest inwestycja, jest bardzo piękny i chcemy to przed użytkownikami odsłonić. Dlatego na stole są przede wszystkim opcje z wykorzystaniem szkła, ewentualnie drewna klejonego, harmonizującego z lokalną architekturą – mówi architekt.
Nie jest przesądzone, czy obiekt będzie jeden, czy też powstanie kompleks kilku hal. W grę może wchodzić trasa główna oraz dodatkowe „ośle łączki”; rozmaite mogą być też systemy naśnieżania – od zewnętrznego po dodatkowy obiekt, w którym będzie produkowany sztuczny śnieg. – Zarówno o technologiach, jak i materiałach jeszcze będziemy dyskutować – zastrzega Maciej Zubek. To zapewne będzie miało też niebagatelny wpływ na ostateczne koszty projektu: „Gazeta Krakowska” szacuje je na 100 milionów złotych, nasz rozmówca – znacznie wyżej. – Wraz z całą towarzyszącą infrastrukturą to może być 70 milionów euro – kwituje wreszcie po długich namowach.
Wypłaszanie
Wyzwanie tym większe, że inwestorzy z Zakopanego będą się najprawdopodobniej finansować kredytami bankowymi, a nie unijnymi dotacjami czy jakimiś środkami własnymi. Wielkie znaczenie ma też postawa ratusza. Na spotkaniu, jakie odbyło się w urzędzie miejskim na początku listopada nastroje były niezłe: zapewne konieczne będą „punktowe” zmiany w planach zagospodarowania przestrzennego, być może też miasto zrealizuje swoją obietnicę związaną z ulgami podatkowymi oraz dobudową na własny koszt infrastruktury miejskiej, pozwalającej dostać się pod stok.
Dla miasta to zresztą pierwsza od lat szansa na dużą inwestycję, która byłaby realizowana w miarę zgodnie. Do tej pory symbolem inwestycyjnych porażek było to, co działo się na Gubałówce: ciągnący się ponad dekadę spór właścicieli gruntów z magistratem, potem z Polskimi Kolejami Linowymi, a wreszcie – między sobą. Skończyło się to wyrośnięciem na trasie zjazdowej płotu, którym swój grunt grodziła jedna z właścicielek.
I nie był to jedyny przypadek, wskutek czego kto chciał w Tatrach pojeździć na nartach, zaczął szukać kwater w okolicach: w Bukowinie, Białce czy mniejszych miejscowościach. Co więcej, najmocniejsi rywale są po słowackiej stronie granicy: tamtejsi przedsiębiorcy są doskonale zorganizowani, błyskawicznie adaptują nowinki z zachodnich kurortów narciarskich, konfliktów znanych z Podhala tam jak na lekarstwo. Dodatkowo turystów zaczęły wypłaszać z Zakopanego permanentny smog, rosnące ceny i dziki tłum na Krupówkach. Przez pewien czas kurort był też bardzo popularny wśród Rosjan i Ukraińców, ale po wybuchu konfliktu o Krym, a potem o wschodnią część Ukrainy, fala gości ze wschodu momentalnie wyschła. – Piłka jest po stronie miasta – mówi nam Maciej Zubek. – I władze są nam chyba przychylne – kwituje.
Gra warta świeczki
– Różne poglądy mogą się jeszcze ścierać – przyznaje jednak architekt. – Jednak przy dobrych wiatrach, jeżeli uchwała zmieniająca miejskie plany zostałaby przegłosowana w ciągu roku, przy wytężonej pracy nad technologicznymi aspektami przedsięwzięcia, można zakładać, że trasa ruszyłaby w przeciągu trzech, może czterech lat – ucina.
Inna sprawa, że to długa droga, gdyż wokół tej inwestycji może zaroić się od kolejnych. Głównemu obiektowi może bowiem towarzyszyć siedem dodatkowych tras oraz infrastruktura hotelowo-restauracyjna. A to oznaczałoby bardzo szeroko zakrojone zmiany w planach zagospodarowania przestrzennego i nowe konflikty w gęsto zatłoczonym centrum miasta. Ale gra jest warta świeczki.