
Reklama.
Ministerstwa musiały podać liczbę umów o dzieło i na zlecenie w odpowiedzi na poselskie interpelacje. Dane są co najmniej zaskakujące. Od początku kadencji rządu na śmieciówki wydano już 64 miliony złotych.
Rekordzistą jest Ministerstwo Zdrowia, które w ten sposób wypłaciło pracownikom aż 11 mln złotych. Dziwi fakt, że urzędy tłumaczą, iż w ten sposób muszą zatrudniać specjalistów. Ewidentnie brakuje ich w ministerstwach, skoro te zawarły aż 13 714 umów o dzieło i na zlecenie.
Pod tym względem rekordzistą jest ministerstwo edukacji, które podpisało ze zleceniobiorcami 3055 umów śmieciowych (na łączną sumę prawie 7 mln złotych – wychodzi po 2280 zł na każdą umowę).
Najhojniejsze okazało się bodaj ministerstwo gospodarki morskiej. Zawarło co prawda tylko 19 umów na łączną sumę ponad 800 tysięcy złotych, ale w przeliczeniu na jedną daje to ponad 16 tysięcy na każde zlecenie. Z kolei ministerstwo spraw zagranicznych zatrudniało na śmieciówkach m.in. tłumaczy.
Inne resorty tłumaczą się w podobny sposób. Ministerstwo zdrowia wyjaśnia, że osoby na umowach o dzieł i na zlecenie "realizowały zadania związane z potrzebami merytorycznymi komórek organizacyjnych Ministerstwa". Krzysztof Jurgiel mówi zdawkowo, że "umowy wynikają z nieprzewidzianego spiętrzenia prac" w resorcie.
źródło: Fakt.pl