Prezes LiveChat Software Mariusz Ciepły z dnia na dzień wpadł w bezprecedensowe kłopoty. Wystarczył jeden komunikat Facebooka.
Prezes LiveChat Software Mariusz Ciepły z dnia na dzień wpadł w bezprecedensowe kłopoty. Wystarczył jeden komunikat Facebooka. Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Reklama.
Wystarczył prosty komunikat amerykańskiego giganta z wtorkowego wieczora. Facebook poinformował w nim, że uruchamia biznesową wersję platformy Messenger – dzięki specjalnej wtyczce przedsiębiorstwa będą mogły się komunikować z klientami poprzez strony www oraz aplikację Messenger.
Tyle że to wejście na rynek, na którym do tej pory karty chciał rozdawać LiveChat – w ciągu półtorej dekady istnienia wrocławianom udało się pozyskać 21 tysięcy biznesowych klientów, w tym gigantów takich jak Adobe, ING, PayPal czy Orange. Od trzech lat LiveChat Software była notowana na warszawskim parkiecie, osiągając wycenę przekraczającą miliard złotych. Może to daleko do statusu jednorożca – ale w polskich warunkach był to jeden z giełdowych pewniaków.
Rywalizacja na rynku IT to nie jest łatwy kawałek chleba i wrocławska firma ostatnio zaczęła boleśnie się o tym przekonywać: liczba pozyskanych w ciągu miesiąca klientów po raz pierwszy od dawna spadła poniżej trzystu. To daleko od poziomu, jaki deklarowali menedżerowie firmy – według których plan był taki, że LiveChat będzie miał co miesiąc ponad tysiąc nowych klientów.
Jak widać, grunt pod gwałtowne wahnięcia był więc gotowy. Oliwy do ognia dolewają też doniesienia, że do testowania nowej wersji Messengera przystąpili globalni giganci: Zalando, linie lotnicze KLM, towarzystwo ubezpieczeniowe Aviva. Po środowym otwarciu GPW akcje LiveChata zaczęły więc pikować – w zależności od tego, o której godzinie sprawdzaliśmy bieżące notowania spadki sięgały od 15 do 20 procent. I sytuacja wcale się nie stabilizowała. To nie znaczy, że LiveChat rozpadł się jak domek z kart. To jednak znaczy, że jego gwiazda mocno przygasła, a marzenia o byciu polskim jednorożcem trzeba będzie odłożyć.