Na parkiecie ruch jak rzadko, niemal co miesiąc na giełdę wybiera się kolejne studio tworzące gry komputerowe. Moglibyśmy nazwać to „efektem CD Projekt”: globalny sukces twórców „Wiedźmina” sprawił, że nie tylko producenci gier, ale też inwestorzy i branżowe media żyją wyczekiwaniem na powtórkę sukcesu warszawskiego giganta. Tyle że to niemożliwe: nie dość, że mowa o graczach działających na wyjątkowo konkurencyjnym rynku, to jeszcze sukces jednej gry nie gwarantuje, że następna nie będzie komercyjną klapą. A tą branżą rządzi prawo rodem z Hollywood: jesteś tak dobry, jak twoje ostatnie dzieło.
– Ostatecznie plan wejścia na New Connect zaczniemy realizować na początku roku. Dziś skupiamy się nad rozwojem biznesu i rozważaniem ofert od inwestorów, aby w razie potrzeby sięgnąć po nowy kapitał, zanim złożymy wniosek na Giełdę – tak Dawid Przygodzki, prezes studia BLOOMGA S.A. prezentuje plany swojej firmy związane z wejściem na giełdę.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że te dalekosiężne wizje są oparte na grze Islandoom, która trafiła do graczy zaledwie we wrześniu br. W Islandoom można grać za darmo, to obsługiwana w przeglądarce gra strategiczna: „gracze obejmują kontrolę nad wyspiarskimi imperiami i rywalizują ze sobą w zakresie rozwoju ekonomicznego i militarnego”, jak opisywały produkt BLOOMGA S.A. branżowe portale. Jest oparta na modelu free-to-play z opcjonalnymi mikropłatnościami premium i, jak podkreśla prezes, „z miesiąca na miesiąc liczba graczy zwiększyła się o 379 procent” – choć chodzi tu o porównanie września do października, a gra zadebiutowała w sieci... 22 września.
– Islandoom.com jest nadal rozwijane – podkreśla prezes Przygrodzki. – W grudniu 2017 roku mamy w planach pojawienie się we wszystkich możliwych miejscach skupiających gry przeglądarkowe w Polsce. (…) Z końcem przyszłego roku planem strategicznym jest ulokowanie gry w ważniejszych ośrodkach Europy – precyzował szef firmy. Kolejnym krokiem jest pozyskanie miliona graczy w ciągu roku od wejścia na rynek zachodni. Innymi słowy, na razie jest wizja – konkrety przyjdą później, a po drodze trafi się debiut giełdowy.
Chwila załamania
– Fala debiutów firm zajmujących się tworzeniem gier komputerowych jest na polskiej giełdzie zauważalna – przyznaje w rozmowie z INN:Poland Paweł Juszczak, ekspert Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. – Chodzi zresztą nie tylko o debiuty, ale też podejście inwestorów czy branżowych portali do takich przedsiębiorstw. Mam wrażenie, że ta fala jeszcze potrwa, bo stopa zwrotów, jaką dawał CD Projekt, mogła rozbudzić oczekiwania. O ile dobrze pamiętam, CD Projekt oraz 11bit studios dały zarobić w ciągu ostatnich pięciu lat dobre 2000 procent. W związku z tym wielu inwestorów, którzy na te spółki nie zdążyli się „załapać”, nie chce przegapić kolejnej takiej okazji – wyjaśnia.
Jak mówi nam Tomasz Rodak, analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska S.A., impulsem dla całego procesu były wyniki sprzedażowe gier z ostatnich lat – chodzi w szczególności o trzecią odsłonę „Wiedźmina” oraz „This War of Mine” 11bit studios. – Przyczyniły się one do dobrych nastrojów inwestorów i sentymentu wobec deweloperów, również tych nowych. Ten sentyment jest dziś wykorzystywany przez producentów, którzy aspirują do wejścia na rynek – podkreśla Rodak.
Fala i entuzjazm czasem się jednak załamują – tak było wiosną, kiedy na rynek trafił „Sniper: Ghost Warrior 3” studia CI Games. To idealny przykład, jak łatwo i szybko urok dewelopera może prysnąć. Jeszcze w zeszłym roku CI Games dawało niemal 30-procentową roczną stopę zwrotu, ale gdy w kwietniu na rynku pojawiła się trzecia, fatalnie przyjęta przez graczy, odsłona „Snajpera” - okazało się, że kurs akcji spółki runął: w ciągu kilkudziesięciu właściwie godzin spadł z ponad 3 złotych do poziomu złotówki. A na dodatek, w opublikowanym kilka miesięcy później raporcie Dom Maklerski BOŚ S.A. sugerował, że cena powinna wynosić 72 grosze (mimo to, dziś akcje spółki kształtują się wciąż na poziomie nieco ponad 1 zł).
– CD Projekt ma tak naprawdę jeden duży tytuł, trwają prace nad kolejnym, ale to melodia przyszłości: według zapowiedzi najwcześniej 2019 rok. Ryzyko w przypadku takich spółek oznacza, że w przypadku ewentualnej porażki nowego projektu następuje bardzo duży spadek wartości firmy – komentuje Paweł Juszczak.
Sposoby na dewelopera
Trudno o lepszy dowód na to, że branżą tą rządzi hollywoodzka reguła: jesteś tak dobry, jak twój ostatni film. Przecież na światowych giełdach niemal nie pojawiają się studia filmowe czy koncerny muzyczne. Showbusiness, a w gruncie rzeczy do tej kategorii należałoby zaliczyć producentów gier, raczej unika parkietu.
Przy skromnej ofercie, sprowadzającej się do jednego czy dwóch tytułów, będących lokomotywami firmy – sknocona nowa wersja może oznaczać z perspektywy inwestora przynajmniej kilkuletnią pauzę. Obawy są nieco mniejsze w przypadku firm takich jak CD Projekt, bo spółka udowodniła już wcześniej swój profesjonalizm. To może uspokajać co do jakości kolejnych produktów, ale już nie co do gustów graczy, które mogą się zmieniać. Światowi potentaci są na nie bardziej odporni, mają w puli więcej tytułów – podobnie, jak producenci gier mobilnych, którzy mogą mieć ich w ofercie naraz kilkanaście czy kilkadziesiąt – więc klapa jednego produktu nie przekreśla firmy. – Trudno mi znaleźć przykład tego, jak po zrobieniu genialnej gry, ktoś zrobił kompletny niewypał – mówi nam Rodak.
Analitycy zakładają luźno, że można sięgać po opracowania branżowe lub analizy rynku (w przypadku gier są one zachęcające: rynek ma stabilnie rosnąć). – Nieliczni eksperci próbowaliby oceniać przyszłość gier po trailerach, które publikują wcześniej producenci. Pozostaje więc podejmowanie decyzji na bazie track record: CD Projekt zawsze robił dobre gry, dla 11bit studios „This War of Mine” było pierwszym tak wielkim sukcesem, ale wcześniej deweloper robił gry, które również były wysoko oceniane przez graczy – podkreśla ekspert DM BOŚ S.A.
– Jednym ze sposobów zrobienia dobrej gry jest przewidzenie trendów na rynku, odnośnie popytu na dany gatunek i przewidywań, czego gracze będą chcieli za rok czy dwa – mówi Tomasz Rodak. – Badanie rynku to zatem jeden z podstawowych procesów w produkcji gry, jeszcze przed podjęciem decyzji o jej produkcji. Każdy deweloper powinien takie badania prowadzić, a robią to pewnie tylko ci najlepsi – zastrzega.
– Do producentów gier należy podchodzić selektywnie: nie ma gwarancji, że każdy powtórzy drogę CD Projekt – i to jest największa przestroga dla inwestorów – sekunduje mu Juszczak. Ba, Rodak sugeruje, że ostatecznie o sukcesie będzie mogła mówić mniejszość. – Trzeba na bieżąco monitorować, co dzieje się w każdej takiej spółce. I przeglądać recenzje graczy, bo to chyba najlepszy miernik jakości produktów danego studia – kwituje Juszczak. Póki co, fala trwa, ale trzeba pamiętać, że to bardziej burza w szklance wody niż przypływ, który uniesie wszystkie łodzie.