Rynek się przegrzewa, ludzie widzą w nieruchomościach szansę na bezpieczną inwestycje, dlatego zamiast otwierać firmy, kupują mieszkania – opowiada w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” architekt Zbigniew Maćków. Ekspert wskazuje, że biura architektoniczne mają dzisiaj pełne ręce roboty, zupełnie jak w 2008 roku, gdy doszło do ostatniego kryzysu.
– Wydaje mi się, że rynek się przegrzewa, bo popyt jest generowany sztucznie. Nie przez prawdziwe zapotrzebowanie na mieszkania, ale z przyczyn inwestycyjnych – opowiada Maćków.
Zdaniem polskiego architekta boom budowlany lada chwila dobiegnie końca. Wyrastające jak grzyby po deszczu w centrach miast biurowce zaczną świecić pustkami, bo zagraniczne firmy, które przenoszą się do nas w obawie przed skutkami Brexitu, w poszukiwaniu taniej siły roboczej mogą przenieść się do Bułgarii, Rumunii lub na Ukrainę.
Maćków dodaje także, że z jego obserwacji wynika, że Polacy boją się odważnie inwestować. Sytuacja polityczna jest niepewna, a prawo zmienia się jak w kalejdoskopie, przez co długoterminowe inwestycje stają się bardzo ryzykowne. W tej sytuacji najbezpieczniejszą lokatą kapitału stają się mieszkania na wynajem.
– Niektórzy moi znajomi, choć nie są deweloperami, mają po 20-30 mieszkań i żyją z najmu. Z kolei jako architekt pracujący z deweloperami widzę, że coraz mniej mieszkań sprzedaje się pojedynczo. Przychodzi klient z gotówką, którą dziesięć lat temu zainwestowałby w restaurację czy rowerową firmę kurierską – przekonuje ekspert.
Mocno odmienne zdanie w tej kwestii ma prezes Murapolu, Michał Sapota. W wywiadzie dla INN:Poland opowiadał, że w przeciwieństwie do 2008 roku, dzisiaj oprócz dużego popytu mamy również dużą podaż. – Dzięki temu ceny nie są windowane w sztuczny sposób. Nawet jeżeli dojdzie do jakiegoś „tąpnięcia”, to część firm zostanie z niesprzedanymi inwestycjami i wpadnie w kłopoty, ale na ceny mieszkań to nie wpłynie – opowiadał Sapota.