Skargi na to, że rząd przerzuca na samorządy zbyt wiele kosztownych obowiązków wobec obywateli, słychać było od lat. Tzw. zadań zleconych – które mają być realizowane na szczeblu samorządowym, a finansowane z centralnego – przybywało niemal co roku, w ślad za tym jednak nie szły pieniądze. W końcu pojawił się pierwszy buntownik: prezydent Nowej Soli, Wadim Tyszkiewicz.
– Nie za bardzo wierzymy w dobre intencje kolejnych rządów, dlatego Nowa Sól idzie do sądu – zapowiada gospodarz miasta. – Wystąpimy z powództwa cywilnego przeciwko skarbowi państwa. Straty, jakie ponosimy z tytułu niedofinansowanych zadań zleconych są ogromne i nie możemy pozwolić sobie, by odbywało się to kosztem realizacji naszych zadań własnych – kwitował.
O przykłady nietrudno. Jak podkreśla Tyszkiewicz, miejscowy urząd stanu cywilnego kosztował miasto 112 tysięcy złotych – a i tak wojewoda zażądał od Nowej Soli zwrotu pieniędzy z dotacji na ten cel. Nawet NIK wytyka urzędnikom samorządowym, że finansują „zadania, które nie są ich”.
Ogólnopolskie Porozumienie Organizacji Samorządowych wytyka z kolei, że 75 proc. inwestycji z obszaru zadań zleconych jest finansowane ze środków własnych samorządów – tylko do urzędów stanu cywilnego dołożono w 2015 roku 23 miliony złotych z budżetów gmin i powiatów. Do zestawienia nie weszły nawet koszty np. wymiany sprzętu czy remontów. Wraz z takimi „globalnymi” kosztami realizacja zadań zleconych miała kosztować samorządy w dekadzie 2004-2013 około... 10 miliardów złotych.