
Wiedza to jedna sprawa – niczego nie dokonamy jednak w pojedynkę. Tu czai się kolejna pułapka - zły dobór współpracowników może zniweczyć najlepiej rokujące biznesy. Kurasiński boleśnie się zresztą o tym przekonał. Został wyrzucony przez swoich kolegów z firmy w momencie, w którym w spółce miał pojawić się inwestor.
Patrz na ludzi i wybieraj tych, którzy są dobrymi i empatycznymi partnerami. Jeżeli decydujemy się z kimś na robienie biznesu, musimy mu całkowicie ufać. Jeżeli nie lubimy swojego wspólnika, to prowadzenie z nim biznesu mija się z celem. Wraz z rozwojem firmy interakcje będą przecież coraz częstsze.
Mamy już pomysł, dobraliśmy współpracowników, co dalej? Wiele start-upów korzysta w tym momencie z pomocy inkubatorów lub akceleratorów, jak np. stworzonego przez Sebastiana Kulczyka programu InCredibles. W jego ramach start-upowcy przechodzą szkolenia, dowiadują się np. jak budować strategię sprzedaży w modelu SaaS, tworzyć siatkę kontaktów biznesowych i pozyskiwać wiedzę na temat rynku. Są również wyposażani w wiedzę na temat „namingu” (czyli tworzenia nazw), docierania do klientów spoza „cyfrowego świata” i wychodzenia ze swoim biznesem poza granice kraju. Wśród specjalistów znajdują się m.in. Kees De Jong, założyciel BBI Gropu Holding i prezydent networkingowej organizacji Europe's 500 oraz Henry Wong, który od 25 lat przygląda się z pozycji inwestora start-upom w Dolinie Krzemowej.
Początkowo chcieliśmy, by każdy mógł układać te wskaźniki, jak chce, zostawialiśmy pustą kartkę, na której można byłoby samemu je układać. Mentor powiedział, że zamiast tego lepiej pokazać użytkownikowi wszystkie wskaźniki i pozwolić mu usunąć, jego zdaniem, niepotrzebne. Olaliśmy tę uwagę. Potem okazało się, że pierwsze testy wyszły fatalnie, a było to tuż przed pitchem inwestycyjnym.
Na tym etapie warto przygotować się również do rozmów z potencjalnymi inwestorami. To moment, w którym wiele start-upów grzęźnie, a o nieporozumieniach między biznesmenami a inwestorami, można by napisać niejedną książkę.