Wrocław, bożonarodzeniowy jarmark, stoisko gastronomiczne. Klient zamawia szaszłyk z pajdą chleba i dostaje rachunek na 112 złotych. W Warszawie pewien pseudotaksówkarz, zażądał od klientki 560 złotych za kurs. Tyle według niego kosztowało przejechanie 6 – 7 km z Dworca Centralnego do Hali Wola.
Nie trzeba być specjalistą, żeby stwierdzić, że coś tu nie gra. Ale trzeb zwrócić się do specjalistów, żeby dowiedzieć się, jak przed takimi "przedsiębiorcami" możemy się bronić.
– Przede wszystkim zapytajmy, czy to nie błąd. Przecież każdy może się pomylić podczas wpisywania ceny na kasie fiskalnej. Szczególnie w pośpiechu czy zamieszaniu – mówi nam przedstawiciel warszawskiej Inspekcji Handlowej.
A jeśli okaże się, że to nie pomyłka i sprzedawca faktycznie żąda bardzo wygórowanej kwoty za towar lub usługę?
– W takim razie trzeba zakwestionować wysokość takiego rachunku, przecież to jest czysty absurd. Trzeba zażądać uzasadnienia dlaczego mamy płacić aż tyle. Na ogół wystarczy poprosić o przedstawienie cennika – dodaje inspektor handlowy.
I tak radziłby zrobić klientowi, który dał się naciąć na szaszłyk. Na zdjęciu umieszczonym na portalu Wykop, widać składający się z kilku kawałeczków mięsa i cebuli szaszłyk na papierowym talerzyku, obok dwie plamy musztardy i keczupu. Rachunek opiewa na 112 złotych: 86 zł za szaszłyk, 20 zł za pajdę chleba i 6 zł za dodatki.
We wspomnianym przypadku obsługa ponoć nie wystawiła żadnego cennika, a pytana o cenę – podawała ją, ale bez uściślenia, że chodzi nie o całą porcję, ale o 100 gramów potrawy.
– A to już złamanie przepisów konsumenckich. Osobiście radziłbym szybko zrobić zdjęcia stoiska, cennik musi być jasny, precyzyjny, a przede wszystkim – widoczny! Jeśli sprzedawca upierałby się przy cenie, można wezwać policję. Ale w takiej sytuacji lepiej nie płacić – radzi inspektor.
Sprawę można też zgłosić inspekcji handlowej. Ma ona uprawnienia do karania nieuczciwych przedsiębiorców. Kontrolerzy są szczególnie wyczuleni właśnie na takie sztuczki i mogą za nie nałożyć bardzo poważne kary – do 20 tys. złotych, w niektórych przypadkach – nawet do 40 000 zł.
Inspektor dodaje również, że w przypadku pani, od której przewoźnik zażądał 560 zł za kilkukilometrowy kurs, wezwałby policję.
Pasażerka zresztą tak właśnie zrobiła – ale policja nie dopatrzyła się naruszenia przepisów. Cennik był prawidłowo wywieszony, ale klientka nie zwróciła na niego uwagi. Czy to znaczy, że jest na straconej pozycji?
Niekoniecznie. Taką sprawę również można zgłosić do inspekcji handlowej. Jest bardzo prawdopodobne, że urzędnicy udowodnią mu oszustwo i mogą za to nałożyć karę finansową, a nawet zakazać mu prowadzenia działalności gospodarczej.
Inspektor radzi jednak, żeby przede wszystkim zachowywać daleko idącą ostrożność podczas korzystania z usług tego typu handlowców.
– Zawsze warto zapytać o cenę, uściślić ją. Niestety w miejscach, gdzie jest dużo ludzi, łatwo dać się nabrać przedsiębiorcy, który chce zarobić dużo i szybko – przestrzega.