„Drożyzna przed świętami” – straszą internetowe portale u progu świątecznego szaleństwa zakupowego. Błąd, tak jak Black Friday w Polsce niewiele miał wspólnego z obniżkami cen, tak okres przedświąteczny nie przyniesie nam potężnych wzrostów cen. Przeciwnie, zdaniem naszego eksperta, przed świętami czeka nas moment, w którym będziemy mogli znaleźć okazję, o jakie trudno kiedy indziej.
Atmosferę przed nadchodzącym Bożym Narodzeniem „zrobiły” dane Głównego Urzędu Statystycznego. Wynika z nich, że w listopadzie ceny rosły już w tempie 2,5 proc. w porównaniu do listopada ubiegłego roku. Ale to nic, gdy spojrzy się na ceny żywności: te miały pójść w zeszłym miesiącu w górę o dobre 6,5 proc. Prawdopodobnie wina leży w sławetnych już jajkach, których ceny nagle wystrzeliły w górę.
Wystarczy rzucić okiem na internetowe fora, by przekonać się, że Polacy żyją w strachu przed świątecznymi podwyżkami cen. – Niektóre sklepy przed świętami podnoszą ceny, np. o 30 proc. – alarmuje jeden z użytkowników Facebooka, spekulując, że to przygotowania przed noworocznymi promocjami i bonifikatami. – Zauważyłem, że przed Mikołajem i w perspektywie świąt sklepy podnoszą ceny – spekuluje inny, sugerując z kolei, że chodzi o wyciśnięcie paru groszy więcej z konsumentów poszukujących gwiazdkowych prezentów.
Zbigniew Kmieć, ekspert Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, jest jednak przekonany, że te obawy nie mają rzeczywistych podstaw. – Z całą pewnością w olbrzymiej większości sklepów nic takiego nie ma miejsca – mówi w rozmowie z INN:Poland Kmieć. – Jeżeli coś drożeje, to wyłącznie towary o bardzo specyficznym, świątecznym charakterze – dodaje.
– Chodzi o luksusowe lub konkretnie na święta sprofilowane produkty, które nie pojawiają się gdzie indziej. Z reguły w chwili, kiedy pojawia się na nie zapotrzebowanie, są one o 10-15 proc. droższe niż poza „sezonem”. Trudno jednak dopatrywać się w tym czegoś nagannego – podkreśla Kmieć.
Z drugiej jednak strony, taką podwyżkę łagodzą akcje promocyjne. Są towary, które w tym roku wyjątkowo obrodziły. – W tym roku nie da się zrobić wysokich cen, np. na grzybach. Jak widzę ceny np. na krakowskim Kleparzu czy w stołecznej Hali Mirowskiej, to tak niskich chyba nigdy nie było – mówi Kmieć.
Ale nie tylko o grzyby chodzi. – Moi znajomi kupcy kupili dużo więcej towaru. Operują normalnymi cenami, bo to wolumen, wyższy podczas świąt niż w jakimkolwiek innym okresie, ma przynieść wyższe zyski – podkreśla ekspert. – A przy takiej konkurencji i dostępie do informacji o innych ofertach, podnoszenie cen byłoby wręcz rodzajem samobójstwa biznesowego. Wyjątki, takie jak jajka, nie mają wiele wspólnego ze świętami, bardziej z podażą i popytem – kwituje.
Paradoksalnie, okres przedświąteczny może być takim czasem, kiedy da się zrobić doskonały zakupowy interes. – Wszystkie duże sklepy, jak od lat, więc i w tym roku nie powinno być inaczej, zastosują tuż przed świętami sporą obniżkę cen. To powinno być w piątek, może w sobotę. Większość moich przyjaciół-smakoszy właśnie wtedy wybiera się na zakupy – śmieje się Kmieć. Przyczyna jest prosta: nikt nie chce zostawać z towarem, zwłaszcza takim, jak mięso czy nabiał, na kilka świątecznych i poświątecznych dni. – Zostać z niesprzedanym mięsem czy rybami, to nic fajnego. Duzi obniżą ceny, a mali na pewno będą skłonni do negocjacji – doradza ekspert.