
Reklama.
W rozmowie z portalem PulsHR Dzik punktuje wszystkie patologie swojej branży (Impel jest jednym z czołowych graczy na rynku usług ochrony i sprzątania). Jak twierdzi, obecne przepisy – definiujące m.in. wysokość godzinowej stawki minimalnej – pozostawiają wciąż tak wielkie pole do interpretacji, że stawki netto pracowników bywają wyceniane od 9 do 16 złotych za godzinę.
Co więcej, Impel i jego konkurenci działają w olbrzymiej mierze na rynku zamówień publicznych. I jak się okazuje, instytucje publiczne – mając świadomość tego, jak zbija się koszty w firmach – nadal kierują się wyłącznie jednym kryterium: najniższą ceną. Innymi słowy, państwo jedną ręką daje (podnosząc stawki), drugą ręką po trochu zabiera (gdyż przymyka oko na metody zmniejszania kosztów przez firmy).
– Potrzeba jest definitywna regulacja wprowadzająca jednolite zasady oskładkowania wszystkich form prawnych zatrudniania pracowników w Polsce – kwituje Grzegorz Dzik. – Wielu usługodawców nie jest w stanie cenami pokrywającymi pełne oskładkowanie wygrać zamówienia publicznego tak, by zatrudniać na umowy o pracę czy oskładkowane umowy zlecenia. Tylko państwo, przez zmianę prawa, może wyeliminować nieoskładkowane umowy-zlecenia – podsumowuje.
Adresatem słów Dzika jest nowy-stary rząd. W okresie, kiedy Polską rządził gabinet Beaty Szydło, wprowadzono przepisy podnoszące zarówno poziom minimalnego wynagrodzenia, jak i minimalnych stawek godzinowych. Poprzez jedynie częściowe zreformowanie innych niż umowa o pracę form zatrudnienia stworzono - jak należałoby sądzić po słowach szefa Impela - jakiś rodzaj martwego prawa.
źródło: PulsHR