Popularność Biedronki zaczyna przytłaczać jej najbliższe sąsiedztwo. W ostatnich latach coraz częściej słyszy się, że mieszkańcy zaczynają protestować, poirytowani faktem otwarcia sklepu tej sieci w swoim bloku
Popularność Biedronki zaczyna przytłaczać jej najbliższe sąsiedztwo. W ostatnich latach coraz częściej słyszy się, że mieszkańcy zaczynają protestować, poirytowani faktem otwarcia sklepu tej sieci w swoim bloku Arkadiusz Wojtasiewicz/Agencja Gazeta
Reklama.
Zaczyna się inwazja Biedronek azjatyckich, uważajcie bo na zimę będą wciskać wam się do mieszkań! – alarmowały w październiku ogólnopolskie media. Egzotyczna odmiana biedronek jest ponoć inwazyjna i wypiera nasze rodzime okazy. Trochę podobnie jest z inną Biedronką – tą powiązaną z Portugalią. Dyskont też wchodzi w każdą wolną szczelinę, która powstanie w gęsto zabudowanych nowych blokowiskach i, według obiegowej opinii, bez pardonu wycina konkurencję w postaci małych, lokalnych sklepów.
„Najgorszy sort sklepu”
Ulica Jana Kazimierza na warszawskiej Woli – wśród mieszkańców rozchodzi się wieść, że w miejsce pustej przestrzeni komercyjnej w nowym apartamentowcu wprowadza się Biedronka. Dodajmy – druga Biedronka w promieniu jednego kilometra. Nie wszystkim się to spodobało, ba, spora część mieszkańców wpadła we wściekłość.
– Biedronka to najgorszy sort sklepu, który mógł powstać. Będzie ściągała tłumy, będzie takie samo stawianie samochodów wzdłuż ulic, jak przy starej Biedronce, non stop będzie chodzić straż miejska. Na JK (Jana Kazimierza – przyp. red.) brakuje jakiegoś normalnego marketu w stylu Piotr i Paweł czy Carrefour (zwykły). Mam nadzieję, że info się nie sprawdzi – to tylko jeden z przykładowych krytycznych komentarzy, który pojawił się pod informacją o wprowadzeniu się Biedronki.
logo
screen facebook.com
– Moi sąsiedzi boją się tłumów, które pojawią się pod naszym blokiem wraz z otwarciem sklepu. Myślę, że jakieś 70 proc. jest temu zdecydowanie przeciwna – opowiada nam jeden z mieszkańców.
Sytuacja z warszawskiej Woli nie jest jednostkowa. Bardzo wiele dyskontów tej sieci powstaje np. na Bemowie. – Można wyjść z Biedronki i po przejściu 200 metrów wejść do kolejnej -zauważył niedawno "Dziennik Gazeta Prawna".
Jeronimo Martins sprawia przy tym wrażenie, jakby w walce o nowe lokalizacje nie zwracało szczególnej uwagi na negatywny rozgłos medialny. Gdy Warszawa zawrzała, że dyskont otwiera się w miejscu kultowego kina „Femina” (którego historia sięga 1938 roku), przedstawiciel sieci, Alfred Kubczak w rozmowie z TVN Warszawa, odparł niewzruszony: „Lokalizacja kina Femina interesuje nas, ponieważ pojawiła się na rynku”. Ot, cała filozofia. Skoro jest okazja, to dlaczego jej nie wykorzystać?
Ekspansja Biedronek to rzecz jasna problem, który nie tyczy się wyłącznie stolicy. Kilka lat temu portal epoznan.pl donosił o protestach mieszkańców przeciwko budowie Biedronki na ulicy Gronowej. Miejscowi obawiali się, że zjeżdżający się z okolicy klienci zabiorą im miejsca parkingowe, a wzmożony ruch na ulicach sprawi, że w okolicy zrobi się niebezpiecznie. Serwis oznajmił wprawdzie przekornie, że na otwarciu pojawiły się mimo to tłumy, fakt, że został zmuszony do wykasowania 3/4 komentarzy pod tekstem, pokazuje jednak, że nie byli to prawdopodobnie szczęśliwi klienci z okolicznych bloków.
logo
screen tustolica.pl
Szczególne emocje wzbudza jednak powstawanie Biedronek w ekskluzywnych lokalizacjach. – Przecież to sklep dla biedaków, który tu nie pasuje – oburzali się kilka lat temu mieszkańcy Miasteczka Wilanów. I wydaje się, że choć Biedronka, po wprowadzeniu tygodni tematycznych, ubrań od projektantów czy gramofonów, przestała się już kojarzyć tylko z taniością, to jednak wciąż jej logo w bogatej okolicy wzbudza pewien dysonans.
– "Apartamentowiec" z Biedronką to jak mercedes na pedały. Albo "bieda" albo apartamentowiec. Budynek z „biedą” przestaje być apartamentowcem, staje się blokiem mieszkalnym – narzekał jeden z internautów na otwarcie kolejnej Biedronki na warszawskim Ursynowie.
Portugalska zaraza?
Do stycznia 2016 roku ostatnim „antybiedronkowym” bastionem w Polsce była gmina Sierakowice. Jej wójt wprost nazywał dyskont „żarłocznym owadem”, który wytnie w pień lokalnych przedsiębiorców. Interweniował w jest prawie nawet u wojewody, Nadaremno, punkt sieci powstał w końcu na parterze jednego z centrów handlowych.
logo
screen z Google Maps
O tym, że hasło: „Jest Biedronka, koniec handlu” nie jest do końca prawdziwe, przekonany jest jednak Andrzej Wojciechowicz, ekspert z branży FMCG.
– Zdarza się, że właściciele sklepów są wręcz zadowoleni, że w ich sąsiedztwie pojawia się taki sklep. Znam supermarkety, które świetnie funkcjonują, działając z Biedronkami niemal drzwi w drzwi. Jak to możliwe? Tajemnica polega na stworzeniu oferty, która będzie komplementarna wobec tej, którą może zaoferować Biedronka. Zaoferować coś, czego dyskont nie jest w stanie. Asortyment Biedronki liczy około 2 tys. towarów, siłą rzeczy jest więc limitowany. Klienci przychodzą zwabieni marką „Biedronka”, ale gdy nie są w stanie kupić tego, czego chcą, rozglądają się za sąsiednimi sklepami – dowodzi.
Biedronka nie taka zła
Wojciechowicza podkreśla zresztą, że deweloperzy często chodzą sklepom na rękę. Ekspert opowiada, że każdy operator, który jest odpowiednio duży, może negocjować warunki. Deweloperzy czasami już na etapie projektowania dogadują się z operatorami, bo infrastruktura handlowa jest potrzebna zarówno mieszkańcom, jak i najemcom powierzchni. To może być np. parking albo punkt dostawy, który nie będzie uciążliwy dla lokatorów.
Inna sprawa, że sami mieszkańcy również nie są jednomyślni. Części z nich sąsiedztwo „Biedry” bardzo pasuje. – Pierwsze słyszę o takim problemie. Bliskość sklepu to zazwyczaj zaleta. Choć pracuję w branży już tyle lat, że pewnie nic nie powinno mnie dziwić – tłumaczy nam osoba z agencji, zajmującej się wynajmem mieszkań.