
Z sondaży wynika, że o chorobach autoimmunologicznych jeszcze kilka lat temu słyszeli nieliczni, jeszcze mniej rozumiało ten termin. To tym bardziej zadziwia, że odsetek osób dotkniętych takimi przypadłościami – w skrócie sprowadzającymi się do ataku układu odpornościowego na własny organizm – może wynosić w społeczeństwie od 2 do 8 procent. Dwójka studentów z Bydgoszczy chce rozwijać nowoczesne, bardziej wyrafinowane terapie stosowane już w najlepszych światowych klinikach. Ale żeby się z nimi zapoznać, trzeba wyjechać na praktyki. A żeby wyjechać na praktyki, trzeba mieć za co. Oto błędne koło świata polskich lekarzy, z którego Ola i Rafał postanowili się wyrwać w rzadko spotykany sposób.
W przypadku Aleksandry i Rafała klamka już zapadła: oboje będą specjalizować się w chorobach autoimmunologicznych. Termin przeciętnemu Polakowi nie mówi wiele – najbardziej spektakularną, z chorób tego rodzaju jest stwardnienie rozsiane – choroba znana z tego, jak demoluje organizm swojej ofiary. O innych chorobach tego typu słyszy się rzadziej. Dopiero w ostatnich latach pacjenci z tymi chorobami zaczynają organizować się w stowarzyszenia, próbować nagłaśniać swoje przypadki i problemy.
Amerykański naukowiec Stephen Hoffman celowo dawał się pokłóć komarom roznoszącym malarię, australijski lekarz Barry Marshall testował na sobie działanie bakterii Helicobacter pylori. Tak też działa Shoenfeld. – Do eksperymentów używał m.in. włosogłówki świńskiej czy tęgoryjca dwunastnicy – przypomina Rafał Radochoński. – To pasożyty, które nie czynią nam szkód w organizmie, a jednocześnie są w stanie skierować uwagę naszego układu immunologicznego na realne, zewnętrzne zagrożenia – dodaje.
