Wystarczył prosty zabieg – zmiana nazwy firmy – żeby jej udziały szaleńczo podrożały. Sytuacja mogłaby uchodzić za anegdotyczny wyjątek od inwestorskich reguł, gdyby nie fakt, że takie przypadki już się zdarzały. Na przełomie 1999 i 2000 roku.
Long Island Iced Tea Corp., jak sama nazwa wskazuje, na co dzień zajmuje się produkcją mrożonej herbaty, a także lemoniad. Rzecz jasna, jest jednym z wielu graczy w tej branży, ale też na tyle dużym, że funkcjonuje na giełdzie.
Tyle że od kilku dni nie ma już tego brandu: Long Island Iced Tea Corp. zmieniła nazwę na... Long Blockchain Corp. I choć nie ma to nic wspólnego ze zmianą profilu przedsiębiorstwa, akcje firmy z miejsca – w jeden poranek – podrożały o astronomiczne 500 procent. Innymi słowy, jej wycena skoczyła z niemal 24 do prawie 138 milionów dolarów. I nawet, gdy część inwestorów otrzeźwiała, kurs ustabilizował się na poziomie 275 proc. wyższym niż dzień wcześniej.
Oczywiście, firma podparła zmianę nazwy komunikatem, w którym zapowiada przeznaczenie dodatkowych środków na poszukiwanie ciekawych przedsięwzięć związanych z technologią blockchain. Problem jednak w tym, że na tym rynku podobnymi poszukiwaniami zajmują się dziesiątki funduszy inwestycyjnych dysponujących setkami milionów – jeżeli nie miliardami – dolarów. Producent mrożonej herbaty z Long Island nie będzie tu nawet średnim graczem.
Historię można by skwitować wzruszeniem ramion, gdyby nie fakt, że znamy takie przypadki również z własnego podwórka. – To było totalne wariacje – opowiadał niegdyś INN:Poland doświadczony polski inwestor giełdowy. – Pamiętam przypadek firmy z Radomia, która produkowała takie „adidasopodobne” buty. Na początku 2000 roku zmieniła nazwę na Internet Group, nadal pozostając przy dotychczasowym profilu działalności. Między styczniem a marcem jej notowania urosły o tysiące procent – wspominał. Tyle że działo się to między styczniem a marcem, w przeddzień pęknięcia bańki internetowej, tak na światowych giełdach, jak i w Polsce.