Nie minęło jeszcze kilka dni od chwili, kiedy media napisały o modzie na „surową wodę” w Stanach Zjednoczonych, jak wynalazek ten zawędrował nad Wisłę. Eksperci nie pozostawiają jednak na „suchej wodzie”, nomen omen, suchej nitki. – To wynalazki, które żerują na niewiedzy ludzi na temat żywności – mówi nam dietetyk.
Ogłoszenie, na które natrafiliśmy dziś rano na popularnej platformie handlowej, nie pozostawia żadnych wątpliwości. „Surowa woda / woda źródlana nieuzdatniana z Beskidów” – zatytułował swój anons pan Przemysław.
Treść ogłoszenia jest lakoniczna, zdjęcia z seriwsu Shutterstock. „Surowa woda prosto z górskiego źródła w Beskidach, nieuzdatniana” – pisze ogłoszeniodawca. Litr za 10 złotych, możliwość zakupu w opakowaniach po 1, 5 i 10 litrów. Istnieje możliwość wysyłki, wtedy – „cena ustalana indywidualnie”.
Dla ludzi z okolicznych wsi to nic nadzwyczajnego
Pan Przemysław nie ukrywa, że pomysł pojawił się spontanicznie. – Woda, którą sprzedaję, pochodzi z Beskidu Żywieckiego – podkreśla w rozmowie z INN:Poland. Chodzi o „ogólnopolskie, dostępne źródło u podnóża Skrzycznego”, z którego korzystają miejscowi mieszkańcy, być może też pobliskie przedsiębiorstwa. – Normalnie ludzie czerpią stamtąd wodę dla siebie: każdy może podjechać i taką wodę sobie zabrać. Woda jest badana na bieżąco, nie ma niebezpieczeństwa dla ludzi. I ja, i moi znajomi również korzystamy z tej wody, dla ludzi z okolicznych wsi nie było to nic nadzwyczajnego. Dopiero teraz, z niewiadomych powodów, zrobił się jakiś szał na wodę nieuzdatnioną – zapewnia.
Ludzie korzystają z ujęć wód źródlanych, a i owszem. Najczęściej jednak ostrożnie, gotując ją. – Nie ma potrzeby gotować tej wody – ripostuje pan Przemysław. – Wiele gmin w powiecie jest do niej podłączone, sam mieszkałem w jednej z nich przez piętnaście lat. Do lokalnych strumieni podłączone są też tutejsze wodociągi, ona płynie w kranach. Zapewne tylko dodawane są jakieś minimalne dawki chloru, zgodnie z przepisammi. Ale są to znikome ilości, bo woda jest czysta – przekonuje nas.
Skąd zatem taka cena, skoro rozmawiamy o wodzie z lokalnego źródełka? Cóż, „z czapki”, jak to się mówi. – Trudno określać wycenę takiej wody, bo – jak z wieloma usługami i towarami na rynku – dla jednego może być warta złotówkę, inny będzie gotowy zapłacić za nią sto złotych. Rozpiętość cen potrafi być bardzo wielka – mówi nam pan Przemysław. A zainteresowanie niewątpliwie jest: choć ogłoszenie pojawiło się tuż przed siódmą rano, do dziesiątej miało już przeszło setkę wyświetleń, pan Przemysław był dobrej myśli.
Żerowanie na niewiedzy i fantazjach
Ekspertom jeży się jednak włos na głowie. – Surowa woda to kolejny krok w kierunku debilizacji naszego społeczeństwa – ucina twardo w rozmowie z INN:Poland Radosław Majewski, dietetyk z białostockiego Centrum Dietetyki Stosowanej. – Wynalazek podobny do wcześniejszej „żywej wody” i jej podobnych. To wynalazki, które żerują na niewiedzy ludzi na temat żywności – kwituje.
Zdaniem Majewskiego, sens ma picie wody z kranu. – W Białymstoku to woda zbliżona pod względem jakości i zawartości minerałów do niektórych wód źródlanych kupowanych w sklepach. To wody nisko zmineralizowane i często bywa tak, że tzw. kranówka po uzdatnienia zawiera podobne ilości minerałów – dowodzi specjalista. – Jeżeli więc mielibyśmy za wodę płacić – wybierajmy te średnio lub wysoko zmineralizowane. Np. woda wapniowo-magnezowa może być istotnym źródłem wapnia i magnezu w naszej diecie i z powodzeniem zastąpić kupowane w aptece suplementy diety – kwituje.
O ile wody mineralne Majewski uznaje co do zasady za pierwotnie czyste – a więc pod względem mikrobiologicznym bezpieczne – to o „surowych” mówi krótko: loteria. Przez dekady Polacy czerpali wodę ze studni i też nie było lekko: nie brakowało doniesień o zatruciach. Dziś Majewski nie tknąłby wody powierzchniowej – z cieków wodnych czy, tym bardziej, opadów. Wystarczy posłuchać zresztą doniesień o smogu, by móc sobie wyobrazić, jakie związki chemiczne trafiają do wód powierzchniowych.
Kosmiczne produkty się sprzedają
– Wody głębinowe są pod tym względem bezpieczniejsze, bo są filtrowane przez kolejne warstwy struktur gleby. Ale i w tym przypadku trudno całkowicie wyeliminować ryzyko – dodaje Majewski. Cóż, łatwo sobie przecież wyobrazić zatrucie wód głębinowych np. nawozami.
Trudno jednak przeciwdziałać nowym modom, bo nie sposób ich przewidzieć. – Czasy są takie, że aby zrobić biznes, wymyśla się jakieś marketingowe chwyty – niektóre osoby mają błędne przekonanie, że kupując produkt o „kosmicznej”, nieznanej, egzotycznej nazwie, bardziej zyskają na zdrowiu. Tylko później rzeczywistość weryfikuje twory wyobraźni: bo wcale tak nie jest. I pewnie znajdziemy setki osób, które poświadczą, że żurawina afrykańska jest lepsza od zwykłej żurawiny, a surowa woda zdrowsza od zwykłej, i dzięki nim świetnie się czują. Ale z mojego punktu widzenia, to wykorzystywanie mody na „zdrowe odżywianie” i wyciąganie pieniędzy z portfeli społeczeństwa – ucina Majewski.