Płacenie za odprowadzanie deszczówki lub wody z topniejącego śniegu było do tej pory zmartwieniem samorządów. Rzadko kiedy lokalne władze narzucały mieszkańcom ze swojego terenu jakieś opłaty z tego tytułu, a jeżeli nawet – były to pieniądze symboliczne. Jednak wraz z wejściem w życie ustawy Prawo wodne, płacić będą wszyscy i to niemało.
W awangardzie podwyżek znalazł się Poznań – pisze Portal Samorządowy. – Nowe zapisy ustawy weszły w życie od 1 stycznia 2018 roku. Szybkie tempo wprowadzanych przepisów spowodowało, że zmiany w umowach zawartych pomiędzy miastem Poznań, a użytkownikami kanalizacji deszczowej, muszą być wprowadzone w trybie pilnym – powiedziała portalowi dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Poznaniu, Katarzyna Bolimowska. – Opłata wodna (…) jest prawie trzykrotnie wyższa od dotychczasowej opłaty środowiskowej odprowadzanej do urzędu marszałkowskiego. Gdyby nie zmiany w ustawie, nie byłoby planów wprowadzania zmian w opłatach – kwituje.
Dlatego też w błyskawicznym tempie poznański ratusz rozesłał „usługobiorcom” aneksy do dotychczasowych umów, wraz z regulaminem odprowadzania wód opadowych i roztopowych oraz nowym cennikiem tych usług.
Wyższe opłaty za deszczówkę
Statystycznie, jak przypomina Portal Samorządowy, przeciętny zjadacz chleba zapłaci za deszczówkę – a ściślej jej usunięcie – około 13-14 złotych. Tak wyliczyli posłowie. Ale to tylko martwa statystyka: skoro powierzchniami opadowymi stają się również dachy itd. to zmiany uderzą przede wszystkim w przedsiębiorców oraz mieszkańców domów wolnostojących, bliźniaków i szeregowców z dużych miast: Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Gdańska, czy wspomnianego Poznania.
41 złotych opłaty rocznej – tyle płacił do tej pory (w latach 2016-2017) mieszkaniec domu z dachem o powierzchni 50 m kw. oraz podjazdem o powierzchni 20 m kw. Teraz zapłaci 116
złotych. Z kolei przedsiębiorca z dachem 700 m kw. i działką wielkości 1000 m kw. będzie musiał uwzględnić w swoich rozliczeniach dodatkowe 500 złotych (dotychczasowa opłata 2300-2400 zł). Opłaty dla spółdzielni mieszkaniowych wzrosną z kolei o 60 proc., co też przełoży się rychło na czynsze.
Skutki uboczne nowego prawa wodnego
Podwyżki uderzają przede wszystkim w mieszkańców największych miast, ale ich ostateczny kształt będzie zależeć od władz samorządowych. Teoretycznie, nie wszystkie władze będą przerzucać nowe koszty na swoich mieszkańców, co więcej, to rok wyborów samorządowych, więc posłowie sprezentowali samorządowcom prawdziwy gorący kartofel. Ale biorąc pod uwagę kiepską sytuację budżetową polskich gmin, na podwyżkę zdecyduje się olbrzymia większość.
Zebrane z nowych opłat środki będą trafiać na konto nowej instytucji rządowej, Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. Jak szacuje Portal Samorządowy, w przyszłości może ona obracać nawet kilkoma miliardami złotych z opłat. Teoretycznie ceny usług wodno-kanalizacyjnych zostały zawieszone do 2019 roku, ale tak się składa, że wody opadowe i roztopowe zostały wyłączone z kategorii ścieki w sierpniu ub. r. Z kolei podwyżka – w intencji twórców nowego Prawa wodnego – ma skłonić samorządy do bardziej gospodarnego wykorzystywania tego rodzaju wód.
Jak pisaliśmy w INN:Poland, to niejedyny skutek uboczny nowych przepisów. Innym jest fakt, że decyzje o warunkach zabudowy, umożliwiające inwestycje blisko rzek, przestały obowiązywać. Inwestorzy, zarówno prywatni, jak i instytucjonalni – na przykład miasta – nie mogą ruszyć z zaplanowanymi budowami. Mowa tu o 15 tys. km kw. gruntów, na których już nic nie można zbudować.