Do rządu trafiają przede wszystkim politycy. Po to płacą z publicznych pieniędzy ekspertom i doradcom, by ich pomysły czy rady przedstawiać jako własne. Zdarza się, że ministerialną tekę chwyta nie polityk, a właśnie ekspert z krwi i kości. Rząd PiS właśnie pożegnał Annę Streżyńską. Nowym ministrem, już nie cyfryzacji, a przedsiębiorczości i technologii, zostanie Jadwiga Emilewicz.
Są takie resorty, które istnieją, bo muszą istnieć. I choć jako obywatele wymagamy od nich poprawy sytuacji, podskórnie wiemy, że ktokolwiek ten resort przejmie, znajdzie co najwyżej nowe trupy w szafie, a niczego specjalnie nie naprawi.
Historycznie jednym z takich "gorących" ministerstw jest resort zdrowia. Innym, znacznie młodszym, ministerstwo cyfryzacji, które zostało przez Streżyńską odczarowane. Mimo że - wzorem lat ubiegłych - obszary, w których gra (lub powinien grać) pierwsze skrzypce są niedookreślone.
Fachowcy nie są w cenie
Anna Streżyńska, jak premier Morawiecki, to człowiek z rynku. Była prezesem UKE, zbierała z branży same dobre noty - nieważne z prawa czy lewa. Można się z nią nie zgadzać, można kwestionować jej priorytety, ale nikt nie powie, że nie zna się na swojej pracy.
To, że dziś telekomy czarują was sformułowaniem „Polska ma najniższe ceny w Europie”, jest w dużej mierze zasługą jej prezesury w UKE To ona złamała monopol Telekomunikacji Polskiej. Dziś wszyscy klienci telefonii odcinają kupony od tego sukcesu.
Skupiała się na pracy, nie na politykowaniu. W mediach pojawiała się rzadko, a gdy już zabierała głos, to spowiadała się ze swojej pracy. Nie czarowała rzeczywistości, ideologię zastępowała merytoryką.
Tłumu protestujących na Krakowskim Przedmieściu nie nazywała „grupą spacerowiczów”. Pomijając już merytoryczne przygotowanie, ma klasę. Tak zwyczajnie, po ludzku. I niech za ilustrację świadczy zdjęcie zrobione przez posła Budkę.
Cyfryzacja Polski od lat kulała. Projekty się przeciągały, co chwilę pojawiały się jakieś błędy lub niedopatrzenia, dochodziło do sporów kompetencyjnych różnych resortów. Efekt był z tego taki, że nasz wychuchany ePUAP, silnik całej cyfrowej Polski, potrafił zawiesić się przy kilkuset użytkownikach, dodajmy - urzędnikach, bo zwykli obywatele cyfrowych usług unikali jak ognia. Kto miał czas i głowę do tego, by zakładać Profil Zaufany i stać w kolejkach w urzędach, by go potwierdzić. A nawet jeśli komuś się chciało, to całość rozwiązania była tak nieintuicyjna, że szybko mu się odechciewało i wracał do kolejek. W końcu lepszy diabeł, którego znamy.
Zamiast przebudowywać, Anna Streżyńska ukryła to, co niedoskonałe, pod przyjaznym użytkownikowi interfejsem. To nie były wielkie, przełomowe sukcesy. Raczej rząd mniejszych udogodnień, które składają się w sensowną całość.
Weźmy ten nieszczęsny Profil Zaufany, bramę do cyfrowego państwa. Zapraszając banki do współpracy, robiąc z nich niejako "odźwiernych", przybliżyła ludziom e-administrację. Wyszła z założenia, że skoro banki komercyjne od lat budują zaawansowane systemy bezpieczeństwa, to po co państwo ma równolegle tworzyć własne?
Że oczywiste? Pewnie, jeśli tak na to spojrzymy. Tylko jakoś nikt wcześniej na to nie wpadł lub nie miał na tyle siły, by pomysł zrealizować. Załatwienie tej sprawy to także (jeśli nie przede wszystkim) efekt pośpiechu i nacisków towarzyszących wprowadzaniu 500+. Ale z perspektywy obywatela - grunt, że działa. Lepiej niż działało.
To Anna Streżyńska wraz z Jarosławem Gowinem wymogli złagodzenie zapisów ustawy antyterrorystycznej (tej, która nakładała obowiązek rejestracji przedpłaconych kart SIM) w kontekście danych obywateli, po jakie zgłaszać się mogą służby. Wreszcie, ministerstwo pod jej zwierzchnictwem ma strategię wdrożenia sieci 5G w Polsce. To technologia, od której wiele będzie zależeć w przyszłości.
To oczywiście nie znaczy, że wszystko, czego dotknie Streżyńska, zamienia się w złoto. Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców (CEPiK 2.0) wciąż leży. Projekt zaliczył kolejną obsuwę. Zapowiadany jest już nie początek 2017 r., a na połowę 2018 r.
To samo z dowodem osobistym z elektroniczną nakładką, ten projekt również przerzucany jest w czasie. A przecież bez niego nie mamy co marzyć o głosowaniu przez internet. To prawdziwy wyznacznik cyfrowego państwa.
W przypadku e-dowodu, Streżyńska znalazła drogę na skróty, czyli mobilny dowód osobisty (a na dalszych etapach inne dokumenty) w postaci nowej aplikacji mObywatel. To swego rodzaju proteza, nie zastąpi e-dowodu, lecz daje jego małą namiastkę.
Sama Streżyńska naraziła się partii, gdy raz publicznie powiedziała, że nie każdy pomysł PiS-u jej się podoba. Nie ma pleców na Nowogrodzkiej ani w Toruniu. Jej zapleczem jest Jarosław Gowin. Sam, bez wielkich sukcesów jako minister, ma prawdopodobnie większe zmartwienia.
Wreszcie pozostaje spór kompetencyjny o cyberprzestrzeń. Streżyńska poległa w sporze z MSWiA i MON, a dokładniej z ministrami Błaszczakiem i Macierewiczem. I to chyba jej największa porażka. Nie jest tajemnicą, że oba resorty łakomie patrzyły na kwestie związane z cyberbezpieczeństwem.
Wyrzucenie Streżyńskiej to krok ze wszech miar polityczny. Na poparcie obywateli nie ma co liczyć, gdyż ludzie nie do końca rozumieją, czym się zajmuje. Cyfryzacja to temat skomplikowany, pomijany. I - prawdę mówiąc - niewdzięczny. Nie da się tu zająć prostego światopoglądowo stanowiska, nie z każdym da się o tym porozmawiać.
Rząd PiS, jak każdy rząd, ma nadreprezentację ideologów w parze z niedoborem fachowców. Rośnie dysproporcja między jedną, a drugą grupą. Im bardziej rząd opiera się na takich filarach IV RP, jak Mariusz Błaszczak czy Zbigniew Ziobro, tym bardziej potrzebuje ekspertów, świeżej, nieskalanej polityką krwi.