Drewno, które ma 4500 lat teoretycznie nie nadaje się do niczego. Chyba, że jest dębem, który kilka tysięcy lat leżał w wodzie. Wtedy staje się twarde, piękne i bajecznie drogie. Polski twórca nauczył się robić z niego meble.
Czarny dąb zwany jest również polskim hebanem. To drewno, które kilka tysięcy lat temu trafiło na dno rzeki i przez ten czas znajdowało się pod jej wpływem. Kropla drąży skałę, ale dębowemu drewnu pomaga. Po tysiącach lat tworzy z niego substancję niebywale twardą i piękną. Drewno nabywa czarnej lub ciemnoszarej barwy i właściwości zbliżonych do hebanu.
Ile drewno powinno leżeć w wodzie, by uzyskać tak niesamowite właściwości? Im dłużej, tym lepiej. Szacuje się, że powinno być to od 2500 do 10 000 lat. Nawet ta dolna granica oznacza, że czarny dąb jest starszy nie tylko od polskiego państwa, ale i naszej cywilizacji.
W Polsce czarny dąb wydobywa się z dna Wisły i Narwi. Według naszego prawa całe jego złoża należą do Skarbu Państwa. Z jednej strony to dobrze, bo jego światowe złoża (traktowane jako skamieliny), są wyjątkowo ubogie. Szacuje się, że tego drewna jest mniej, niż diamentów. Z drugiej jednak ogranicza to obrót tym materiałem. A szkoda, bo jest niezwykle piękny i świetnie nadaje się do produkcji mebli – bardzo unikalnych i niebywale drogich.
Metr sześcienny zwykłego dębu, wysuszonego i pociętego kosztuje od ponad 2 tysięcy złotych do 4 tysięcy. Tymczasem za metr sześcienny czarnego dębu, przed suszeniem, cięciem i obróbką płaci się mniej więcej dwa razy więcej. Są to koszty bardzo przybliżone, bo na tak rzadki materiał nie ma stałego cennika. Dość powiedzieć, że dąb z dna rzeki trzeba jeszcze przez kilka lat suszyć i sezonować.
Równie rzadko można spotkać rzemieślnika, który jest w stanie takie drewno obrobić i nadać mu kształt na przykład mebla. Na świecie jest zaledwie kilka firm, które mogą się tym zająć. W Polsce w tej branży specjalizuje się Bogumił Gala z Piotrkowa Trybunalskiego. Nauka obchodzenia się z czarnym dębem zajęła mu 10 lat. Oczywiście nie zajmował się tylko tym – na co dzień prowadzi galerię z designerskimi meblami.
Sam produkuje fotele czy komody, jego specjalizacją są też betonowe lampy. Ale nie takie, jakie możemy spotkać na ulicach – to piękne w swej prostocie i surowości lampy wiszące. Kosztują od mniej więcej 300 złotych do tysiąca za sztukę.
Meble z czarnego dębu, które również wytwarza Gala są o wiele droższe. Jego sztandarowym projektem jest komoda, w której ten materiał posłużył do fornirowania. W skrócie chodzi o to, że cała szafka jest obłożona cienką warstwą czarnego dębu, z tego materiału wykonano również rączki.
Fornir użyty do wyrobu mebla jest certyfikowany przez Laboratorium Datowań Bezwzględnych w Cianowicach i datowany na 4500 lat. Posiada świadectwo Instytutu Technologii Drewna z Poznania świadczące o jego autentyczności.
Co ciekawe – równie unikalne są nóżki komody, Gala wykonał je z oryginalnych grotów oszczepów olimpijskich z lat 70., pomalowanych na czarny mat. Komodę można kupić za prawie 6300 złotych.
– Szukałem czegoś, co będzie polskie, bardzo unikatowe, niszowe, a zarazem będzie zawierało w sobie niespotykane piękno – mówi Bogumił Gala o czarnym dębie.
Dużo tańsze (choć to pojęcie bardzo względne) są designerskie deski do krojenia oraz podawania potraw. Takie unikaty, wykonane w całości z czarnego dębu, każda o niepowtarzalnym kształcie, kosztują od 550 do 1650 złotych. Cóż, chyba lepiej traktować je jako wyjątkowe tace, niż siekać na nich marchewkę.
Ale i to jest możliwe, bez wielkiej szkody dla drewna. Dzięki działaniu wody przez kilka tysięcy lat, czarny dąb staje się niebywale twardy. Zawarte w dębinie garbniki w reakcji z solami żelaza barwią drewno na charakterystyczny czarny kolor. Powodują też, że od 6 do 17 proc. jego objętości stanowi po prostu skamielina.
Gala twierdzi, że bez problemu może wykonać z czarnego dębu różnego rodzaju okładziny bądź intarsje. Meble i akcesoria sprzedaje w swojej galerii o nazwie GalaEria, można je też kupić przez internet.
Historii czarnego dębu smaczku dodaje fakt, że dziś mebel z niego może go kupić każdy, kogo na to stać. W carskiej Rosji ten przywilej był zarezerwowany tylko dla rodziny panującej. Poddani za ich posiadanie mogli być ukarani śmiercią.