W dniu finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy gitara podarowana Owsiakowi przez Slasha – symbol gitarowego rocka i niegdysiejszego współtwórcę zespołu Guns'N'Roses – jest już warta na internetowej aukcji ponad 45 tysięcy złotych. A to dopiero początek, bo finał aukcji wypada dopiero 29 stycznia. I trudno się dziwić: to egzemplarz nie tylko uświęcony ręką Mistrza, ale i malarstwem Artysty. Szymon Chwalisz specjalnie na życzenie Amerykanina przeniósł na tę gitarę fragmenty swoich dzieł.
Dla Orkiestry Chwalisz pracuje charytatywnie, nie biorąc za to ani grosza. Jako artysta-malarz dopiero próbuje się przebijać, tworząc dzieła, które z jednej strony przywołują ducha prac Zdzisława Beksińskiego, z drugiej są zabawą wokół wzorców popkulturowych czy sztuki portretu. Nie byłoby jednak tego bez sztuki, którą Chwalisz opanował do perfekcji i którą tak dobrze widać przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: zdobienia przedmiotów w konwencjach, które stosuje w swoim malarstwie – od wspomnianych gitar po kaski motocyklowe, a nawet całe maszyny.
Przez kaski do obrazów
– Po tym, jak pomalowałem gitarę Slashowi, nagle wszyscy uznali, że to pewnie musi u mnie kosztować majątek – śmieje się Chwalisz w rozmowie z INN:Poland. – W gruncie rzeczy wszystko jednak zależy od wzoru: im bardziej misterny ma być efekt końcowy, im dłużej muszę nad danym projektem usiąść, tym bardziej cena rośnie – kwituje.
Gdyby ktoś zatem chciał przyozdabiać sobie gitarę lub podobny przedmiot na wzór tego, co można oglądać na aukcjach WOŚP, będzie musiał wysupłać od półtora do trzech tysięcy złotych. Podobnie wypadnie wyrafinowane malowidło na kasku motocyklowym. Całą maszynę Chwalisz może ozdobić za kilka tysięcy złotych – od prostych prac za 2,5 tysiąca do dzieł za 6-7 tysięcy złotych. – Tu nie ma reguł, teraz mam zlecenie na coś bardzo skomplikowanego: przeniesienie renesansowych obrazów na motocykl. To już będzie wyceniane bardzo indywidualnie – zastrzega artysta. – Ale jeżeli ktoś już wydaje 100 tysięcy złotych na świetną maszynę, to wydatek na jej zdobienie go nie odstraszy – dodaje.
Na dosyć szczelnie zapchanym rynku młodych artystów Chwalisz znalazł zatem niszę, w której okazał się bezkonkurencyjny. – Od piętnastu lat jakoś udaje mi się utrzymywać ze swojej twórczości, więc chyba się udało – mówi. – Na studiach, na kaliskim oddziale Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, i po nich jeszcze różnie bywało, wykonywałem usługi graficzne czy poligraficzne. Ale po jakimś czasie chwyciło: zresztą, dziś poza zdobieniem kasków czy gitar oraz malowaniem własnych obrazów, wciąż jeszcze wykonuję ilustracje, okładki książek czy płyt, projekty rozmaitych naklejek – wylicza.
Już sama możliwość utrzymania się wyłącznie ze sztuki – użytkowej czy nie – byłaby dla wielu młodych artystów w Polsce szczytem marzeń. Dla Chwalisza to etap przejściowy. – Docelowo chciałbym żyć z obrazów, a nie malowania kasków, ale na to potrzeba jeszcze trochę czasu. Generalnie plan polega na tym, żeby budować markę na komercyjnych zleceniach, zdobywać w ten sposób publiczność, a następnie przejść do własnego malarstwa – podkreśla Nędzny Malarzyna, jak tytułuje się z przymrużeniem oka w portalach społecznościowych Chwalisz. Plan zaczyna działać. – Ostatnio zresztą moje prace zaczynają się sprzedawać. Nie są to zresztą chyba wygórowane ceny: formaty 50x70 cm to jakieś trzy tysiące złotych – opowiada.
Nie zamykam żadnej z dróg
Paradoksalnie, to obrazy były początkiem znajomości ze Slashem. Amerykański gitarzysta natknął się na profil Chwalisza na Instagramie i prace mu się spodobały. – Część tych prac została przeniesiona na gitarę. W czerwcu dzięki pośrednictwu szefa fanclubu Slasha w Polsce, mieliśmy kameralne, prywatne spotkanie w Sopocie. Porozmawialiśmy, Slash podpisał gitarę, utrzymujemy kontakt – opowiada Nędzny Malarzyna. I nie ukrywa, że to wielka radość: nie tylko z powodu docenienia przez znanego gitarzystę, ale też jako potencjalne otwarcie drzwi do świata sztuki na Zachodzie. – Nieraz przecież tak się zdarzało, że polski artysta najpierw robił karierę na Zachodzie, a dopiero później był zauważany w ojczyźnie – podsumowuje.
Chwalisz bynajmniej nie narzeka. – Kiedy na studiach uczyłem się klasycznych reguł, wydawało mi się to wtedy niepotrzebne. Teraz doceniam tę wiedzę, bo nie powielam podstawowych błędów – śmieje się. – Dziś też nie chcę zamykać żadnej z dróg. Gdyby się okazało, że mam jakąś atrakcyjną propozycję z Nowego Jorku, to mogę się tam w każdej chwili przeprowadzić – deklaruje.
Nie nastawiam się na obrazy, bo mam mnóstwo dodatkowych zleceń. Cieszę się, że mogę robić to, co lubię i umiem. To już luksus na naszym rynku sztuki. Potencjalne pieniądze są tu tylko wartością dodaną – kwituje. Stąd też udział w Orkiestrze: z jednej strony wkład w ogólnopolską akcję charytatywną, z drugiej możliwość pokazania swojej sztuki. Chwalisz zdobi gitary dla WOŚP już od kilku lat, i nie ma zamiaru odpuszczać, choć to mnóstwo pracy i zobowiązań. – W tej chwili już sam nie wiem, jak się nazywam – ucina.
Na jesieni jednak planuje wystawy, ruszył z videoblogiem na YouTube – MalarzynaTV. – Staram się tak przekazywać treści, żeby ludzie, nawet nie mający wiele wspólnego ze sztuką, mieli szansę ją zrozumieć. Ze sztuki zrobiło się w ostatnich latach jakieś niepotrzebne sacrum. A przecież ta praca niewiele się czasem różni od pracy hydraulika: ktoś mi zleca wykonanie jakiejś pracy, i ja to robię – kokietuje. Z drugiej jednak strony, jak to ujął Konfucjusz: wybierz sobie zawód, który lubisz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu.