O tym, że na nasze profile w mediach społecznościowych rekruterzy zaglądają dzisiaj niemal tak samo często, jak do naszego CV nikogo już chyba nie trzeba przekonywać. Czego jednak tam szukają?
W 2015 roku w badaniu organizacji LHH DBM Polska wyszło, że 90 proc. rekruterów przyznało się, że ocenia kandydatów za pomocą „społecznościówek”, a co drugiemu zdarzyło się odrzucić kandydaturę, po tym co zobaczył na profilu.
Gdzie szukają informacji? W zasadzie nigdzie nie jesteśmy już bezpieczni. Z raportu jobvite.com wynika, że 87 proc. rekruterów korzysta w tym celu z LinkedIn. To akurat nie powinno nikogo dziwić, w przeciwieństwie do większości portali społecznościowych, ten jeden ma charakter biznesowy. Na drugim miejscu znajdziemy już jednak Facebook (43 proc.), o którym rzadko myśli się w kategoriach: „co pani Gosia z HR może o mnie pomyśleć?”. Na kolejnych miejscach znalazł się Twitter (22 proc.), Instagram (8 proc.). Część HR-owców przyznała się nawet do wertowania Youtube'a (6 proc.) i Snapchata (3 proc.).
O tym, że jeden głupi wybryk na którymś z wyżej wymienionych może nas kosztować nie tylko skreślenie z listy kandydatów, ale również utratę dotychczasowej pracy mogliśmy się przekonać już wielokrotnie. Najbardziej spektakularny przypadek dotyczył prawdopodobnie Justine Sacco, dyrektorki komunikacji (sic!) w InterActiveKorp. – Jadę do Afryki. Mam nadzieję, że nie zachoruję na AIDS. Żartuję, jestem biała – napisała kobieta, wsiadając do samolotu i..tyle wystarczyło.Kobieta chwilę później straciła pracę.
To jednak ekstremalny przykład głupoty. Najczęściej swoje szanse grzebiemy albo zwiększamy w dużo bardziej banalny sposób. Na co powinniśmy zwrócić uwagę w pierwszym rzędzie?
– Sprawdzanie kandydata zaczęłabym od wpisania jego nazwiska do Google. Pierwszy profil, który mi się wyświetli, jest zapewne intensywnie używany. Warto więc zadbać, by pojawiały się na nim takie treści, jakie chcemy zaprezentować rekruterowi – zauważa Izabella Wojtaszek, psycholog, trener biznesu i zdobywania pracy.
No dobrze, wiemy więc już od czego rekruter zacznie swoje poszukiwania. Na co jednak spojrzy, gdy już kliknie w odpowiedni link?
1. Sposób wysławiania się
Zwykły post, który wrzucamy na swoją tablicę na Facebooka może sporo o nas powiedzieć rekruterowi.
– Miałam kiedyś do czynienia z osobą, która miała problem z firmą telekomunikacyjną. Kandydat zamiast wieszać psy na doradcy, ujął jednak całą historię w zabawną miniopowieść. Dla mnie to przejaw kreatywności, ale też przyzwoitej asertywności by w zabawny lecz wyważony sposób opisać niezbyt przyjemną sytuację – opowiada.
2. Wydarzenia w których bierzemy udział
Warto również przynajmniej od czasu do czasu oznaczyć się jako "zainteresowany" na facebookowych wydarzeniach. Szczególnie jeśli chodzi o branżowe eventy.
– Czynny udział w branżowych eventach, meet-upach świadczy o aktywności, o tym, że kandydat lubi poznawać nowe osoby, biorąc udział w m.in. w networkingach , buduje sieć kontaktów – podkreśla Justyna Pytko z agencji HR Contact.
3. Rodzaj zdjęć
Tu wielkiego zaskoczenia raczej nie będzie. Justyna Pytko przekonuje, że warto unikać kontrowersji (chyba, że branża do której się dobijamy akurat się w nich lubuje). Zdjęcia z elementami nagości i używkami raczej nie wchodzą więc w grę.
– Wiele zależy od celu jaki chcemy osiągnąć. W branży kreatywnej zdjęcia z alkoholem czy papierosem nie muszą być jednoznacznie źle postrzegane. Inaczej wygląda sprawa z branżą finansową. Warto sprawdzić jak nasz profil ma się do wartości firmy, do której aplikujemy – mówi Wojtaszek.
A jak sprawa ma się z wszechobecnymi selfie? – Z założenia nie ma w nich nic złego. Każdy lubi samego siebie, nie każdy się do siebie przyznaje – śmieje się Pytko. Po chwili dodaje jednak na poważnie, że czym innym jest wrzucenie jednego-dwóch zdjęć tego typu, czym innym „spamowanie” swojej tablicy fotkami strzelanymi z ręki.
4. ...Szczególnie zdjęć w pracy
Inną kategorią są zdjęcia robione w pracy. – Jeżeli widzę, że ktoś w trakcie godzin pracy potrafi stworzyć sobie InstaStory to łapię od razu dystans. Czy to kwestia złej organizacji czasu, czy braku zaangażowania? W jednym i w drugim – nie świadczy najlepiej o kandydacie – dodaje.
Rekruterka dodaje również, że spotkała się z przypadkiem, gdy widać np. tablicę projektu. –Jego pracodawca zapewne nie byłby tym zachwycony, świadczy to o pewnej nieodpowiedzialności czy lekkomyślności – dorzuca.
5. Liczba znajomych
Ale głównie wtedy, gdy reklamujemy się jako typ ekstrawertyka. Trzeba przecież przyznać, że roztaczanie przed potencjalnym pracodawcą takiego obrazu siebie w sytuacji, gdy na Facebooku mamy 100 znajomych nie będzie wyglądało zbyt wiarygodnie. – Musimy dbać o spójność przekazu, rekruter nie może wpadać w konsternację po porównaniu ze sobą naszego CV i aktywności w sieci.
6. Liczba wrzucanych postów
– Jeżeli ktoś wrzuca treści co pół godziny to wygląda to jak działanie, które nie jest w pełni planowane. Świadczy o pewnej dezorganizacji, braku strategii działania na social mediach. Jeżeli szukam osoby, która poprowadzi mój fanpage, rozejrzałabym się w takiej sytuacji za kimś innym – opowiada Pytko.
7. Brak kontekstu
Niezależnie od tego czy wrzucamy właśnie uszczypliwy komentarz, czy szokujące zdjęcie, powinniśmy pamiętać o jednym – w internecie bardzo łatwo wyrwać nasze „dzieło” z kontekstu. – Wystarczy, że ktoś zrobi print screen naszej wypowiedzi i nagle okazuje się, że coś co wrzuciliśmy dla żartu, nabiera zupełnie innego znaczenia – opowiada Wojtaszek.
8. Częsta aktualizacja profilu
To akurat bardzo indywidualna sprawa. Justyna Pytko przekonuje, że brak stałej obecności w mediach społecznościowych nie jest kandydata żadną wadą. – Sama znam rekruterów, którzy wykorzystują Facebooka do pracy, a nie mają na nim konta. Wymaganie tego od kandydatów byłoby hipokryzją – zauważa.
9. Brak aktywności w social media
Izabella Wojtaszek zwraca natomiast uwagę, że w przypadku zawodów związanych ze sprzedażą i promocją firmy na zewnątrz brak aktywności w mediach społecznościowych może nie zostać najlepiej odebrany. – Skoro taka osoba nie potrafi zadbać o promowanie swojej osoby, to dlaczego miałoby jej się to udać na poziomie całej firmy – opowiada.
Ekspertka przekonuje, że z social mediami warto się polubić. – Czy tego chcemy, czy nie, stanowią coraz większa część naszego życia. Na pewne oferty pracy mamy szansę natknąć się już wyłącznie podczas przeglądania dedykowanych grup na Facebooku, albo po włączeniu LinkedIn – zauważa.