Ponad pół miliarda dolarów – takie straty ponieśli posiadacze kryptowaluty NEM, którą handlowano na japońskiej giełdzie Coincheck. Japończycy obiecują, że ofiary hakerskiego rajdu na wirtualny parkiet zostaną – w olbrzymiej większości – spłaceni przez giełdę.
423 miliony dolarów, czyli 46 miliardów jenów. Taką kwotę Coincheck chce przeznaczyć na odszkodowanie dla ofiar wirtualnego ataku, co ma pokryć 90 proc. strat. Chodzi o ogromną rzeszę ludzi: hakerzy okradli około 260 tysięcy osób. Ich aktywa miały znajdować się w jednym „gorącym” portfelu (który cały czas uczestniczy w wymianie online), do którego dobrali się włamywacze.
Spadki kryptowalut
Coincheck twierdzi, że jest w posiadaniu adresu, na który wysłano skradzione jednostki NEM. Do włamania doszło jeszcze w czwartek wczesnym wieczorem, ale administratorzy wykryli je dopiero niemal dziewięć godzin później. – Wiemy, gdzie wysłano środki. Tropimy je i, jeżeli okaże się to możliwe, odzyskamy je – zapewniał Yusuke Otsuka, menedżer Coincheck.
NEM nie jest może najsłynniejszą z kryptowalut, ale i tak straty związane z włamaniem urosły do ponad pół miliarda dolarów – jedna jednostka tej kryptowaluty warta jest w przybliżeniu dolara. Pod względem wartości rynkowej to dziesiąta kryptowaluta świata. Co więcej, w Japonii jest około dziesięciu tysięcy sklepów i rozmaitych przedsiębiorstw, które akceptują płatności w kryptowalutach, m.in. w NEM.
Na wieść o kradzieży rynki kryptowalutowe zareagowały dosyć ostro: wartość NEM spadła o 11 proc. (co akurat nie jest zaskoczeniem), bitcoin „potaniał” o 3,4 proc., a Ripple – o 9,9 proc.