Osiem euro za godzinę, to zaledwie 1/3 tego, co gwarantuje pracownikom prawo pracy – zauważył sąd w Genewie. Szwajcarscy sędziowie orzekli, że polska firma, która zatrudniała robotników, powinna zapłacić im zdecydowanie więcej.
Cała historia zaczęła się od tego, że niemieckie przedsiębiorstwo dostało kontrakt na budowę od szpitali uniwersyteckich w Genewie. Jako podwykonawcę wybrało polską firmę. A ta oddelegowała do robót pracowników znad Wisły.
Problem w tym, że robotnicy mieli dostawać za pracętylko 8 euro za godzinę, podczas gdy minimalna stawka w kantonie to około 24 euro. W tym tygodniu zapadło orzeczenie nakazujące Polakom wypłacenie zaległych pieniędzy - podaje portal swissinfo.ch
Polska "firma-widmo"
Sprawa toczy się od prawie pięciu lat i była prowadzona przez związek zawodowy UNIA w imieniu pracowników. Jej przedstawiciele podkreślają jednak, że zostało jeszcze dużo do zrobienia. W trakcie sprawy okazało się bowiem, że polska spółka to coś w rodzaju „firmy-widmo”, z którą nie da się skontaktować. – Podwykonawca wydaje się nie istnieć – zauważył jeden z prawników.
Szwajcarskie prawo przewiduje również pociągnięcie do odpowiedzialności niemiecką firmę, która była głównym wykonawcą prac. Zanim to jednak nastąpi, trzeba wyczerpać wszystkie możliwość ścigania podwykonawcy.
Związek zawodowy pochwalił jednocześnie reakcję szpitali uniwersyteckich w Genewie. Te, mimo braku prawnych zobowiązań, wypłaciły pracownikom do 75 proc. niezapłaconej pensji.
Dlaczego jednak szwajcarski sąd zdecydował się ingerować w wysokość płac?
Szwajcaria nie jest w Unii Europejskiej i nie dotyczą jej przepisy regulujące pracę delegowaną. Oznacza to, że firma musiała dostosować wysokość płac do prawa państwa goszczącego, a nie macierzystego. Dopiero w ubiegłym roku Rada Unii Europejskiej zadecydowała,że w ten sam sposób traktowani będą również pracownicy na terenie krajów UE.