
„The New York Times” uznał kilka minionych dni za najgorszy tydzień amerykańskiej giełdy od dobrych dwóch lat. Nic zatem dziwnego, że w poniedziałek Wall Street się zatrzęsło – spadki indeksu S&P500 przebiły poziom 4 proc., a Dow Jones Industrial Average osunął się o 6,3 proc. W ślad za Ameryką spadły notowania azjatyckich i europejskich giełd oraz kurs bitcoina. Wstrząsy wtórne po tej silnej przecenie dotarły nawet na warszawski parkiet.
REKLAMA
Wyprzedaż za Atlantykiem nie ominęła tamtejszych gigantów: Amazon stracił 4,1 proc., Alphabet (czyli Google w nowej odsłonie) – 4,3 proc., Citigroup – 4,7 proc., a koncern Wells Fargo – nawet 8,9 proc. O krachu nie ma jeszcze mowy, ale zniżka o 1596 punktów w ciągu zaledwie jednej sesji była niechlubnym rekordem. Zaniepokojenie wyraził nawet Biały Dom, co wcześniej zdarzało się wyjątkowo rzadko.
Niestety, w ślad za NYSE zareagowały inne światowe giełdy. Japońska Nikkei zamknęła się ze stratą 4,7 proc. Europejskie giełdy nie zdążyły w poniedziałek zareagować z całą mocą – za to wtorkowe otwarcie wypadło fatalnie: giełdy w Londynie, Paryżu i Frankfurcie już na otwarciu traciły do 3 procent.
Na polskiej giełdzie też się zatrzęsło[b]
Nie inaczej było w Polsce. – Zgodnie z oczekiwaniami słabe nastroje na giełdach światowych wpłynęły na początek handlu przy Książęcej – komentował dla „Parkietu” na gorąco Remigiusz Lemke z DM mBanku. – Słaby przełom stycznia i lutego okazał się dopiero preludium do fali spadkowej, która przetoczyła się przez Wall Street w poniedziałek. Technicznie, patrząc na na [b]WIG20 wczoraj obroniliśmy rano jeszcze główną linię trendu wzrostowego poprowadzoną od listopada 2016 przez dołki z początku grudnia 2017. Dziś szanse na jej utrzymanie są znikome – sekundował mu Krzysztof Pado z DM BDM.
Nie inaczej było w Polsce. – Zgodnie z oczekiwaniami słabe nastroje na giełdach światowych wpłynęły na początek handlu przy Książęcej – komentował dla „Parkietu” na gorąco Remigiusz Lemke z DM mBanku. – Słaby przełom stycznia i lutego okazał się dopiero preludium do fali spadkowej, która przetoczyła się przez Wall Street w poniedziałek. Technicznie, patrząc na na [b]WIG20 wczoraj obroniliśmy rano jeszcze główną linię trendu wzrostowego poprowadzoną od listopada 2016 przez dołki z początku grudnia 2017. Dziś szanse na jej utrzymanie są znikome – sekundował mu Krzysztof Pado z DM BDM.
Na WIG reakcje inwestorów były łatwe do przewidzenia – najpierw fala wyprzedaży, potem stopniowe uspokojenie sytuacji. – Co zrobi GPW po globalnej panice? Powinna rozpocząć sporym spadkiem. Potem są dwie drogi – albo robienie dobrej miny do złej gry i konsekwentne (tak jak wczoraj) czekanie na korektę na Wall Street albo paniczna wyprzedaż. Pierwsze jest bardziej sensowne, ale drugie też nie jest całkiem wykluczone – analizował Piotr Kuczyński z DI Xelion.
Tak też się stało: wtorkowe otwarcie na GPW zaznaczyło się mocnym spadkiem, ale niemal z godziny na godzinę – jak się wydaje – nastroje były tonowane. Co oznacza szansę na realizację pierwszego ze wspomnianych scenariuszy.
