
Na potrzeby tego artykułu wcieliłem się w polski start-up, utożsamiłem się z nim. Tak, jakbym od początku pomagał go współtworzyć. Wypytałem jego pomysłodawcę, Zbigniewa Płuciennika, o wizję, pomysł, wykonanie i przystąpiłem do programu.
Mentor sprowadzi startup na ziemię
W końcu spotykasz się z mentorem. Po godzinie sam już nie wiesz, po co tu w zasadzie jesteś i czy te całe start-upy są dla ciebie.
Po pierwszych uprzejmościach otwieramy stronę startową szopi.pl i przystępujemy do zasadniczej części sesji. - Okej, ale na co ja patrzę? - to pierwsze pytanie mentora. Podkopuje pewność siebie, którą cały dzień pompowałeś. Później nie jest łatwiej. - Kiedy będziesz rentowny? Kiedy coś może się nie udać? Dlaczego? Skąd wiesz, że większa firma nie zrobi tego własnymi siłami? Dlaczego ta funkcja jest w tym miejscu? I tak dalej.
Przygotuj się na nieprzespane noce i fakt, że cały czas coś się będzie psuć. Błędy to część tej pracy, nie tylko nie możesz zwątpić, ale musisz motywować swój zespół – mówi. I trzeba też przyznać przed sobą i innymi, że popełniło się błąd, wyciągnąć z niego wnioski, bo to najlepszy rodzaj lekcji. Szczególne problemy mają z tym startupy z Europy Środkowo-Wschodniej. To pewnego rodzaju strach przed porażką, pozostawiony przez cień komunizmu.
Gwiazda branży - "Sprint"
Mentorów jest wielu, w tym gwiazdy branży. Jake Knapp to facet, który na początku ubiegłej dekady, pracując wtedy dla Microsoftu, tworzył ładniejszą, bardziej multimedialną, profesjonalną (i płatną) encyklopedię – Encarta. Miała konkurować z rosnącą (i – wówczas – pełną błędów) Wikipedią. Po roku prac z gotowym produktem poszedł do działu marketingu, by wytłumaczył ludziom, co to jest i im to sprzedał. To najpoważniejszy błąd, jaki możesz zrobić jako start-uper. Podążać za wizją, zrealizować ją i uświadomić sobie, że nikt tego nie rozumie w tej formie i nikomu to niepotrzebne. Encarta miała swoje momenty, choć nigdy nie była wielkim sukcesem. Jej finał niech podsumuje ten ironiczny zrzut ekranu.
Biznesowy sprinter
Knapp to autor bestsellerowej książki „Sprint”. Traktuje o wypracowanym przez niego podejściu do biznesu. W skrócie: wygospodaruj jeden tydzień na realizację jednego projektu. Żadnych maili, telefonów, burz mózgów, innych działalności. Zespół zbiera się razem, ale pracuje oddzielnie. Każdy sporządza swoją wizję tego, jak ma wyglądać produkt, czego od niego oczekuje, gdzie mogą pojawić się błędy i jak je naprawić. To informacja zwrotna, tak potrzebna początkującemu biznesowi, nie w jednej wersji po burzy mózgów, lecz pomnożona przez liczbę członków zespołu. Jest na czym budować.
Wreszcie – prototyp. Knapp porównał to do scenografii starych westernów. Dzięki pracy kamery mamy wrażenie, że wybudowano miasteczko na pustyni, podczas gdy to tylko fasada, fronty budynków. A gdy zbudujesz ten prototyp, pokaż go ludziom z ulicy, zidentyfikuj klientów, w których celujesz, i wybierz przedstawicieli. - Najpewniej okaże się, że w ogóle nie rozumieją twojego produktu. A ty dostajesz drugą szansę, by go poprawić – mówi. Nie tylko oszczędzasz pieniądze, ale i sobie frustracji.
Świat inwestycji szybko się zmienia. Fundusze VC nie działają już na zasadzie wynagradzania pomysłu, w stylu „masz, łap swój czek, a potem pokażesz mi produkt”. Tworzą całe oddziały wspierające rozwój startupów, w których mają aktywa. Czasem bywają zbyt zaborczy. Dlatego tworzymy własną społeczność inwestorów, by wypracować najlepsze praktyki i relacje.
Przez akcelerator w ciagu pięciu lat przewinęło się w sumie 160 firm. Jest wielowarstwowy. Osobny program mają startupy początkujące, jak szopi, inny te zaawansowane. Jak mówi Glasber, to jedyny akcelerator na świecie, w którym udział biorą dwa jednorożce (startupy z wyceną przebijającą miliard dol.). To brazylijskie fintechy – NuBank i ZapVivaReal.
Nauka do potęgi
Gdyby podsumować akcelerator jednym sformułowaniem: niech to będzie „otwiera oczy”. To ogromnie przydatne. Bo gdy start-uper snuje marzenia o podboju dziesiątek rynków i miliardowych wycenach, potrafi wyłożyć się na tak – z pozoru oczywistych - rzeczach, jak kultura w jego organizacji. Dostajesz czek na kilka milionów, 10 osobowy dotąd zespół rozrasta się do 100, a tobie wymyka się to z rąk, nie zbudowałeś kultury i systemu dobrych praktyk organizacji, zatem daleko nie zajedziesz.