Od kilku do kilkunastu tysięcy Polaków co roku wyjeżdża na wakacje na pokładach wycieczkowców. Ale swoich miłośników mają też znacznie mniejsze, kameralne jachty, które są do dyspozycji za stosunkowo niewielkie pieniądze. Rodacy zaczynają gustować nie tylko w odpoczywaniu „na fali”, jak i zakładaniu firm oferujących tego typu usługi w dowolnym zakątku świata. Ba, konkurencja zaczyna się w ostatnim czasie wręcz zaostrzać.
– Przez piętnaście lat pracowałem dla jednego z naszych największych operatorów telefonii komórkowej. Odkąd jednak pierwszy raz ze znajomymi wyjechałem na Karaiby, gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl: jak najczęściej odwiedzać to miejsce, a jeżeli da się jeszcze na tym zarabiać, to już w ogóle super – opowiada Marcin Walukiewicz, dziś oferujący swoje usługi jako agencja czarterowa m.in. na stronach nakaraiby.pl.
– Przez długi czas natężenie pracy nie pozwalało mi się zająć tym projektem, ale w końcu zacząłem zajmować się tylko tym – mówi Walukiewicz. Nie on jeden. – To dobry biznes, a najlepiej świadczy o tym ilość agencji czarterowych, jakie powstały w Polsce. Wiadomo też, że czasami bywa lepiej, czasem gorzej, ale gdy w grę wchodzi jeszcze pasja, to o wiele łatwiej się z tym pogodzić. Zwłaszcza, jeżeli nie będzie się bazować wyłącznie na klientach z Polski – dodaje, choć zastrzega, że klientów z innych krajów udaje się pozyskać m.in. poprzez Polonię, np. w Kanadzie.
– Odbywa się to na zasadzie komunikacji z osobami, które już korzystały z tej formy wypoczynku, odkryły, że można spędzać urlop, oglądając plażę od strony wody, a nie z hotelu – mówi Walukiewicz. – Coraz więcej jest takich osób. Pojawiają się ludzie, którzy nigdy nie żeglowali i jeżeli nie mają problemu z chorobą morską, to i nie ma żadnych przeciwwskazań do tego, by żeglowali. A miejsc nie brakuje: są Seszele, Polinezja Francuska, Tajlandia, Malediwy, i oczywiście Morze Śródziemne – wylicza.
Katamaran na cele komercyjne
Gdy ponad trzy lata temu badano polski rynek pod kątem zainteresowania i popytu na jachty – w szczególności te wysokiej klasy, nadające się do żeglugi morskiej, w polskich stoczniach powstawało w sumie około 6 tysięcy jednostek. Zaledwie co dwudziestą kupowali jednak Polacy, co oznacza popyt na poziomie około trzystu jednostek rocznie. Co nie znaczy, że brakowało zainteresowania – w sondażach ponad połowa Polaków dzieliła się marzeniami o własnej „łódce”, chętniej żaglowej niż motorowej. A gdyby respondenci mieli do dyspozycji nieograniczone środki, wydaliby na taki zakup od 250 tysięcy do miliona złotych. I popłynęliby na Morze Śródziemne (74 proc.) lub na Karaiby (48 proc.). A co czwarty ankietowany kupiłby jacht w celach komercyjnych, np. na wynajem.
Walukiewicz kupił jacht, ale uznał, że bardziej opłacają się czartery – zwłaszcza, że klienci nie przepadają za nadmiernym bujaniem się na fali, a bardziej luksusowe katamarany są po prostu droższe. Dopiero w tym sezonie będzie eksperymentować z katamaranem, którego właściciel zdecydował się na zakup właśnie w celach komercyjnych.
Czarter się opłaca
– Niedługo go wodujemy i będziemy organizować na nim bardziej zorganizowane rejsy: z załogą, być może kucharzem – zapowiada. Nowa jednostka to „luksus na fali”: od klimatyzacji i instalacji do odsalania wody po zmywarkę i kostkarkę do lodu. – Praktycznie autonomiczna jednostka, mogąca zabrać 10 gości do 5 kabin z łazienkami. Będziemy go mieli na wyłączność. W lecie będzie pływać u wybrzeży Sardynii, a w listopadzie będzie pokonywać Atlantyk, by przez sezon zimowy pływać po Karaibach – opisuje.
Rejs takim katamaranem ma kosztować od 10 do 15 tysięcy euro za tydzień – czyli od 1000 do 1500 euro od osoby. To oznacza średnią półkę, bo jachtami można pływać po Adriatyku już od mniej więcej półtora tysiąca złotych za tydzień (poza sezonem), ale można wybrać się w rejs kosztujący i kilkadziesiąt tysięcy euro. Wszystko zależy od liczebności załogi, wyposażenia łodzi, terminów i trasy wyprawy. Biorąc pod uwagę setki ofert rejsowych w internecie, jest w czym przebierać, a na dodatek w olbrzymiej większości oferta wcześniej czy później zostaje wykupiona.
Mordercza walka o rynek
Najlepiej zbadanym segmentem rynku „wakacyjnych rozrywek na fali” są rejsy statkami wycieczkowymi, od niewielkich kilkudziesięcioosobowych jednostek po potężne „wycieczkowce” zabierające na pokład nawet kilka tysięcy pasażerów. To właśnie tę formę odpoczynku wybierać ma co roku około dziesięciu tysięcy Polaków.
Wbrew pozorom nie jest to najłatwiejszy kawałek rynku, nawet jeżeli masowość tej rozrywki i jej wygoda (im większa jednostka, tym mniej odczuwalne jest „bujanie”, nie mówiąc już o wszelkich wygodach na pokładzie) stanowią olbrzymi atut z punktu widzenia masowego turysty. Dobitnie świadczy o tym los biura rejsclub.pl, które na początku tego tygodnia ogłosiło upadłość – zapewniając co prawda możliwość powrotu z wakacji tym, którzy już wypłynęli, ale też zostawiając „na lądzie” (bo nie na lodzie) sześćdziesiąt osób z wykupionymi już wycieczkami.
„Puls Biznesu” sugerował, że rejsclub.pl zaszkodziła konkurencja ze strony rynkowego potentata – biura Itaka. Itaka z impetem weszła na rynek rejsów turystycznych, czarterując wycieczkowiec, na którym jest ponad 500 miejsc, oferując też osiem rejsów po Kanarach. Co prawda, prezes firmy w wywiadach demonstrował pewne rozczarowanie faktem, że pierwsze rejsy jeszcze nie dały firmie zarobić, z drugiej jednak strony – nikt nie ma wątpliwości, że Itaka weszła na ten rynek nie bez powodu.
– Na pokładach jachtów pojawia się coraz więcej osób z Polski, a koszty takich wakacji, wbrew pozorom, wcale nie są dużo wyższe – mówi Walukiewicz. – Kilku z naszych klientów robiło już takie kalkulacje, porównując rejsy do wycieczek w okolice znacznie Polakom bliższe niż Karaiby, np. na Majorkę. Jak się weźmie pod uwagę chęć zwiedzania, wycieczek hotelowych lub najmu auta, to kwoty zaczynają być podobne. No chyba, że ktoś chce siedzieć na basenie hotelowym przez dwa tygodnie – kwituje. A kto trafia na Karaiby, chce po nich pływać. – Coraz częściej widuję polskie bandery na tutejszych jednostkach. Polacy są znani na Karaibach jako naród żeglujący – śmieje się.