Klientka złożyła w sądzie pozew przeciw firmie ubezpieczeniowej, która wprowadziła ją w błąd. Zażądała zwrotu wpłaconych pieniędzy oraz odsetek ustawowych – łącznie 90 tys. złotych. Okazało się niestety, że sąd nie podziela jej punktu widzenia.
Tę niecodzienną historię opisał redaktor Maciej Samcik na portalu „Subiektywnie o finansach”. Zaczęło się, kiedy klientka za namową sprzedawcy zdecydowała się na zawarcie polisy typu Pareto. Skusiła ją wizja zysków, które obiecywano pokazując wyliczenia z indeksu (rósł nieprzerwanie od 1995 roku). Za zawarciem umowy przemawiał też fakt, że zysk z polisy miał pozwolić szybciej spłacić kredyt hipoteczny.
Niestety, jak miało się później okazać, sprzedawca zapomniał wspomnieć o jednym istotnym szczególe – wyliczenia, na które się powoływał, nie były danymi historycznymi, a jedynie stworzonymi na potrzeby sprzedaży symulacjami.
Bohaterka artykułu, nie wiedząc o tym, wpłaciła początkowe 30 tys. zł i zobowiązała się do miesięcznych wpłat w wysokości 880 zł przez kolejne 15 lat.
Ugoda lepsza od wyroku sądu
W 2013 roku kobieta artykułu zorientowała się, że produkt nie jest tak rewelacyjny, jak jej wcześniej obiecano. Jedynym zabezpieczeniem było to, że po 15 latach w najgorszym wypadku otrzymałaby dokładnie tyle, ile wpłaciła. W związku z tym zażądała likwidacji lokaty.
W odpowiedzi firma Europa zwróciła jej 10 tys. złotych (tyle zostało po odliczeniu opłaty likwidacyjnej) . To jednak nie przekonało klientki, która postanowiła walczyć o swoje pieniądze. Z pomocą przyszedł ówczesny Rzecznik Ubezpieczonych (dzisiaj Rzecznik Finansowy).
Europa nie chcąc ryzykować procesu zaproponowała ugodę, na podstawie której zobowiązała się do wypłaty 60 tys. zł. Jedynym warunkiem było podpisanie przez klientkę klauzuli poufności. To jednak nie zadowoliło bohaterki, która zdecydowała się powalczyć o większą kwotę przed sądem.
To był błąd, o ile zwyciężyła w sądzie pierwszej instancji, o tyle w apelacji sąd przyznał rację Europie. Podstawą do takiego wyroku było stwierdzenie, że klientka powołała się na argumentację, którą wcześniej - pomimo korzystnego wyroku - odrzucił sąd pierwszej instancji.
Sąd apelacyjny powołał się przy tym na orzeczenie Sądu Najwyższego z czerwca 2015 r. (V CSK612/14), iż „nie jest możliwe zasądzenie świadczenia na innej podstawie faktycznej, niż wskazana przez powoda” oraz że „obligatoryjną część każdego pozwu stanowi dokładnie określone żądanie oraz przytoczenie okoliczności faktycznych uzasadniających żądanie”. Innymi słowy, w pierwszej instancji klientka w pozwie żądała unieważnienia umowy ze względu na to, że została wprowadzona w błąd przez sprzedawcę. Ten właśnie zarzut upadł w pierwszej instancji, a innych niestety nie było.
Teoretycznie taki wyrok stoi w sprzeczności orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2013 r., z którego wynika, że „sąd powinien wykorzystać wszystkie możliwe środki, aby z urzędu uwzględnić niedozwolony charakter postanowienia umownego, nawet jeśli konsument tego aspektu nie podniósł na żadnym etapie procesu”.
Tym samym bohaterka zamiast odzyskać swój wkład wraz z odsetkami, została obciążona ośmioma tysiącami kosztów procesowych.