Otwarcie przyznaje, że w wielu branżach to już coś więcej niż kombinatorstwo, to wręcz metody przestępcze. – Od dziesięciu lat jestem przedsiębiorcą, od kilku działam w branży prawniczo-konsultingowej, m.in. pomagając tym, którzy padli ofiarą przestępstw gospodarczych – opisuje w korespondencji z INN:Poland autor bloga Białe Kołnierzyki.
– Wkurza mnie skala kombinatorstwa w niektórych branżach. Tak nie powinno być – kwituje autor Białych Kołnierzyków. – Więc dobrze, żeby jak najwięcej osób wiedziało o metodach działania przestępców, bo dzięki temu być może nie dadzą się „złowić” – kontynuuje.
Blog ruszył ledwie dziesięć dni temu, a już można przeczytać na nim o metodach wyłudzania aut leasingowych; o mafiach branży śmieciowej oraz kurierskiej, w której celowo doprowadza się firmy do upadku; wykorzystywaniu zadłużonych spółek z o.o. do wyłudzeń; skubaniu właścicieli żwirowni przez dwóch rezolutnych pseudobiznesmenów z okolic Bydgoszczy czy oszustwach w branży windykacyjnej.
Kary umowne
Teraz autor Białych Kołnierzyków wziął się za branżę budowlaną. Jak konkluduje, branża nieco się ucywilizowała, jeżeli chodzi o wyłudzenia na „upadłość dewelopera”. – Nadal jednak na rynku działa sporo firm budowlanych określanych czasem jako „prawnicze”, czyli takie, które swoją działalność opierają praktycznie wyłącznie na „dokręcaniu śruby” podwykonawcom – ostrzega.
W firmie pracują praktycznie tylko prawnicy i kosztorysanci. Startuje ona w przetargach, składa oferty wręcz poniżej kosztów. – Co dalej? Po pierwsze, podwykonawcom podsuwa się do podpisania umowy pełne „niespodzianek”, praktycznie nie od ogarnięcia przez przeciętnego właściciela małej firmy zatrudniającej kilka-kilkanaście osób – opisuje bloger. – A jak ktoś nie chce podpisać? Żaden problem, znajdzie się branżowy „świeżak”, który podnieci się wizją „poważnego kontraktu” i podpisze praktycznie bez czytania, a od tego momentu nie ma już odwrotu – kwituje.
W tym momencie pojawia się tzw. inwestor zastępczy. Ten „ciśnie”: narzuca takie terminy i warunki prac, żeby podwykonawcy nie mieli szansy zdążyć, nalicza potężne kary (zgodne ze stosownie sformułowanymi zapisami umowy), przejmuje kaucje gwarancyjne wpłacone wcześniej przez podwykonawców. – Znany był np. przypadek, w którym jeden z takich przedsiębiorców odciął dopływ prądu na swojej budowie i domagał się później od podwykonawców kar za zawalenie terminów umownych (a bez prądu czasem ciężko na budowie) – czytamy na Białych Kołnierzykach. Maluczcy w końcu „pękają”, zgadzając się na obniżenie swojego wynagrodzenia. Nie chcą, nie mają środków ani czasu na walkę w sądach.
Kolejny „wałek” z branży to „ugrywanie VAT”. – Praktycznie każdy duży kontrakt ma wpisane kary umowne i nie ma w tym nic wzbudzającego szczególne zainteresowanie skarbówki – podkreśla bloger. Więc główny wykonawca zawiera umowę z inną spółką (kontrolowaną przez te same osoby) na realizację całej inwestycji, jednocześnie zastrzegając takie kary umowne, które stanowią praktycznie równowartość tejże inwestycji. Wystarczy potem zawalić parę spraw, by zacząć płacić kary umowne, nie objęte obowiązkiem płacenia VAT. Co oznacza, że już na starcie można rzucić cenę niższą o około 20 proc. – bo nie trzeba będzie płacić VAT.
Hurtownik wypuszcza "charty"
– Na koniec historia z nieco innej strony barykady budowlanej – zachęca autor Białych Kołnierzyków. Opisuje lokalną sieć hurtowni, „trzymającą w kieszeni” miejscowe firmy budowlane, zwłaszcza mniejsze. – Właściciel to były funkcjonariusz służb (nieważne jakich), który oprócz handlu materiałami budowlanymi zarabia także na pożyczaniu pieniędzy na procent, a konkretnie na 10 proc. w skali miesiąca. Towar na kredyt kupiecki może w tych hurtowniach dostać każdy budowlaniec, nawet nowy w tej branży. Ale uwaga! Na starcie musi podpisać weksel – i nie ma zmiłuj. Jakiś dłużnik nie ma pieniędzy na spłatę należności? Żaden problem, ów biznesmen chętnie mu pożyczy hajsy na spłatę zakupionego towaru, oczywiście, z lichwiarskimi odsetkami – dodaje.
A jak trafi się „oporniak”, który nie chce uregulować należności – wkraczają „charty”. – Pod dość wymownym pseudonimem używanym przez biznesmena, kryją się pracownicy działu windykacji, praktycznie wszyscy to byli funkcjonariusze policji lub innych służb „siłowych”. Nie poprzestają na wysyłaniu wezwań do zapłaty, ale „twardo” negocjują w terenie. Tu nie ma miękkiej gry, a dawne znajomości i doświadczenie w „zmiękczaniu” sprawiają, że mogą sobie pozwolić na naprawdę wiele i są naprawdę skuteczni w swojej robocie – opisuje bloger.
– Dość powiedzieć, że kilku „chartów” dość szybko zrezygnowało z tej roboty po paru wyjazdach do dłużników, kiedy zdali sobie sprawę, jakich metod perswazji oczekuje od nich pracodawca – kwituje.
Wkurza mnie kombinatorstwo
Białe Kołnierzyki dopiero się rozkręcają. – Prowadzę anonimowo tego bloga ze względu na charakter spraw, które mam zamiar jeszcze na nim poruszyć – tłumaczy nam jego twórca. – Właściwie niektóre mogłyby pójść wprost do prokuratury ze skanami dokumentów itp. Na ten moment opisuję tematy bez podawania nazw firm i nazwisk, choć są mi znane – kwituje.
– Można powiedzieć, że robię to hobbystycznie, bo nie traktuję tego bloga jako źródła zarobków – tłumaczy nam motywy stworzenia Białych Kołnierzyków bloger. – Po prostu uznałem, że fajnie byłoby podzielić się wiedzą, bo nie ma takich blogów w sieci zbyt wiele, niestety. A sporo osób się taką tematyką interesuje. No i bez wielkich słów: wkurza mnie skala kombinatorstwa w niektórych branżach – ucina nasz rozmówca.