Ministerstwo Finansów i Rozwoju dało ponad 20 mln złotych bankowi JP Morgan. To gigant świata finansów, zarabiający rocznie prawie 24,5 miliarda dolarów (ponad 83 mld złotych). JP Morgan obiecał, że zatrudni w Warszawie 2500 osób z branży finansowej. Jednocześnie zawnioskował o pomoc publiczą i ją dostał.
Sprawa stała się głośna dopiero teraz, chociaż odpowiednia umowa została podpisana jeszcze w grudniu 2017 roku. Ministerstwo Finansów i Rozwoju (kierowane wtedy bezpośrednio przez Mateusza Morawieckiego) reprezentowała Ewa Chojecka, zastępca dyrektora departamentu inwestycji i rozwoju.
Według umowy, JP Morgan ma stworzyć w Warszawie swoje centrum usług biznesowych. Ta inwestycja będzie kosztowała bank co najmniej 37,5 mln złotych, zatrudnienie wyniesie przynajmniej 2500 osób. Przynajmniej takie są warunki umowy, na mocy której JP Morgan dostał od polskiego rządu 20,2 mln złotych.
Są i zastrzeżenia
Umowa wywołuje obecnie sporo kontrowersji. Odpowiedzialny za nią musiał być Mateusz Morawiecki, pełniący wtedy funkcję ministra finansów i rozwoju. Trudno przypuszczać, by wypłata tak poważnych środków odbyła się bez jego akceptacji.
Na dodatek JP Morgan zamierza zatrudnić ludzi nie w miejscowościach borykających się z problemem bezrobocia, ale w biurowcu w centrum stolicy – gdzie ten problem de facto nie istnieje, a pensje są dużo wyższe, niż w pozostałych regionach kraju. Nie zatrudni też ludzi ewentualnie zagrożonych bezrobociem, ale sporą grupę specjalistów, których będzie musiał podkupić od innych firm.
Poza tym jest to jedna z najbogatszych na świecie instytucji finansowych, podejrzewana o wiele grzeszków. Pisze o tym choćby Adrian Zandberg na swoim Facebookowym profilu.
Analitycy przypominają również, że jest to najwyższa dotacji w sektorze finansowym w Polsce i jedna z najwyższych w historii centrów usług. Więcej (31,5 mln zł) dostał tylko IBM, gdy w roku 2010 zatrudnił 3000 osób we Wrocławiu.