Ministerstwo Infrastruktury szykuje się do wprowadzenia nowych przepisów – tzw. jazda na zderzaku na autostradach i drogach szybkiego ruchu ma być karana. To dobry pomysł, bo badania wykazują, że Polacy kompletnie nie umieją jeździć po autostradach i giną na nich zbyt często.
W Europie Zachodniej autostrady są relatywnie bezpieczne – wypadki zdarzają się rzadko, ruch jest na ogół dość płynny. W Polsce wręcz przeciwnie. W zeszłym roku doszło na nich do 478 wypadków, zginęło 70 osób, prawie 700 było rannych. Na ekspresówkach było 357 wypadków, 50 ofiar śmiertelnych i 524 osoby ranne.
A to można – i niestety trzeba – przeliczać również na pieniądze. Rocznie na polskich drogach giną 3 tysiące osób. Społeczne i gospodarcze skutki wypadków pochłaniają ok. 50 mld złotych, do tego trzeba dodać prawie 10 mld bezpośrednich strat materialnych. To szacunki PZU. Eksperci wyliczyli, że to prawie 3 proc. polskiego PKB. Można by za to wybudować 500 km nowych autostrad albo zapewnić 80 proc. budżetu systemu edukacyjnego w kraju (szkół podstawowych, średnich i gimnazjów).
Polacy nie potrafią jeździć po autostradach
Ponurym paradoksem jest to, że autostrady są budowane po to, by jeździło się płynniej, szybciej i bezpieczniej; tymczasem u nas liczba wypadków i ofiar rośnie z roku na rok. Ba, w grupie osób w wieku 10 - 30 lat wypadki drogowe są najczęstszą przyczyną śmierci.
Dlatego fakt, że ministerstwo infrastruktury wprowadzi przepis mówiący o zachowaniu bezpiecznej odległości na autostradach i drogach szybkiego ruchu, jest budujący. Ale z drugiej strony jest to przepis, który pozostanie martwy, bo nie idzie za nim nic innego. Polacy nie potrafią poruszać się po autostradach, ponieważ nikt nich tego nie uczy.
Każda osoba ubiegająca się o prawo jazdy musi wyjeździć z instruktorem 30 godzin, z czego tylko cztery poza terenem zabudowanym. Najczęściej kończy się to jakimś wyjazdem poza miasto – na pół godzinki w jedną stronę, pół w drugą i godzina mija.
Kara za jazdę na zderzak
W Polsce kierowców na autostradach prawie nikt nie kontroluje – spotkanie patrolu policji na szybkiej trasie graniczy z cudem. Polska do tej pory nie dorobiła się specjalnych autostradowych patroli, jakie jeżdżą po większości cywilizowanych krajów.
Najwyższa Izba Kontroli zwraca uwagę, że komisariaty autostradowe są tylko w dwóch województwach. Za resztę szybkich dróg odpowiadają komendy miejskie i powiatowe, które nie mają sił i środków na patrolowanie dróg.
W efekcie na 1 kilometr autostrady przypada u nas 15 niebezpiecznych zdarzeń, na "ekspresówkach" 12, a na drogach krajowych tylko cztery. Takie dane przytacza Yanosik, aplikacja służąca kierowcom do ostrzegania się przed niebezpieczeństwami.
Jak jeździć po autostradzie?
Niestety, nie nauczymy się tego na kursie przygotowującym do zdania egzaminu na prawo jazdy. Możemy ewentualnie wykupić kurs doszkalający, podczas którego instruktor pokaże nam, co i jak należy robić. Ale tak naprawdę warto trzymać się kilku prostych zasad.
Pierwsza z nich dotyczy zachowywania odpowiedniej odległości od auta przed nami. Bardzo łatwo policzyć, że jeśli jedziemy z prędkością 120 km/h, to w ciągu jednej sekundy pokonujemy 33 metry.
A przyjmuje się, że na reakcję mamy niewiele czasu – ok. 2 sekund. Jeśli auto przed nami ostro zahamuje, to zanim to zauważymy, przetworzymy informację i położymy stopę na hamulcu, przejedziemy ponad 65 metrów. Sporo, prawda? Tymczasem łatwo zauważyć, że rzadko kto zachowuje choćby 50 metrów odstępu od samochodu jadącego przez nim.
Druga sprawa to płynność jazdy. Autostrady zostały stworzone do ekonomicznego przemieszczania się. Jeśli jedziemy ze stałą prędkością, mieszczącej się w dopuszczalnych widełkach, spalanie jest relatywnie niskie. Każde hamowanie i przyspieszanie powoduje zwiększenie spalania. I to nie tylko u nas, ale w każdym aucie jadącym za nami. Ciągłe przyspieszanie, podjeżdżanie i hamowanie, dynamiczne wyprzedzanie nie mają najmniejszego sensu ekonomicznego.
Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Łodzi (CBRD) i towarzystwo ubezpieczeń Compensa, zorganizowało akcję Bezpieczna Autostrada. Zaczęło od badań ankietowych. Wyszło z nich, że ponad 80 proc. kierowców nie umie prawidłowo zachowywać się na autostradach.
Jakie błędy najczęściej popełniamy?
Kierowcy nagminnie przekraczają dozwoloną prędkość (140 km/h), nie zachowują bezpiecznej odległości pomiędzy samochodami i nieumiejętnie zmieniają pas ruchu – na ogół zbyt szybko, bez sygnalizacji i zachowania bezpiecznej odległości.
Do tego dochodzi ciągła jazda lewym pasem – naprawdę, większość kierowców nie wie, że powinna poruszać się pasem prawym, lewym zaś wyprzedzać. Nie umiemy korzystać z pasów rozbiegowych przy wyjeżdżaniu ze stacji benzynowych i parkingów – albo od razu wpasowujemy się między auta, albo jedziemy do końca i czekamy, aż nas ktoś wpuści. Do tego dochodzi stawanie na pasie awaryjnym w kompletnie nieuzasadnionych sytuacjach. Trafiają się też rodzynki, które po przejechaniu zjazdu potrafią zawrócić albo cofać.
Wiele osób narzeka na pojazdy jadące zbyt wolno. Otóż prędkość 140 km/h jest maksymalną dozwoloną, a nie obowiązującą. Jeśli ktoś jedzie 90 km/h, to ma ku temu jakiś powód i trąbienie czy błyskanie światłami jest chamskie. I niestety częste.
Fajnie, że ministerstwo infrastruktury chce wprowadzić nowe przepisy, zakazujące siadania komuś na zderzaku. Ale to półśrodki, bo bez wielu lat edukacji – którą w Polsce zajmują się na ogół prywatne fundacje – na autostradach ciągle będzie niebezpiecznie.