Mateusz Morawiecki stara się być dziś Gierkiem XXI wieku. Podczas niedawnej konwencji Prawa i Sprawiedliwości roztaczał ze sceny wizje kraju pełnego placów budowy i mieszkań, na które każdy będzie mógł sobie pozwolić. Tylko skąd premier wziął te liczby?
Dziś mało kto pamięta, że największym polskim deweloperem był Edward Gierek. W czasach, gdy dzierżył w rękach stery kraju – a więc był I sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – zbudowano w naszym kraju 2,1 mln mieszkań. Dojście do tego celu zajęło osiem lat i było olbrzymim wysiłkiem finansowym i organizacyjnym całej polskiej gospodarki.
– Mieszkanie Plus rozkręcamy już powoli. W budowie jest 25 tys. mieszkań, a moje zobowiązanie jest takie, że w 2019 r. będzie w budowie 100 tys. mieszkań. Z Mieszkania Plus rocznie oddawanych jest 150 tys. mieszkań. Rozkręcamy machinę inżynierii specjalnej, żeby zwiększyć dostępność mieszkań – mówił w Krakowie premier Morawiecki.
Ale trudno powiedzieć, skąd wziął liczby. Jeszcze niedawno można było słyszeć, że do 2030 roku zbudowanych zostanie 3 miliony lokali.
Ta liczba dotyczy deficytu na polskim rynku, a nie inwestycji w ramach programu Mieszkanie Plus. Mówił o tym wielokrotnie Mirosław Barszcz, prezes BGK Nieruchomości. Zgodnie z Narodowym Programem Mieszkaniowym, do 2030 r. średnia liczba mieszkań ma wzrosnąć z obecnych 363 na 1000 mieszkańców do 435.
– Zakładając, że nie zmieni się liczba mieszkańców i nie ubędzie nam mieszkań, to oznacza dokładnie 2 mln 744 tys. mieszkań, które trzeba wybudować – powiedział Mirosław Barszcz.
– Nie brzmi to jakoś przesadnie fantastycznie, dlatego, że dwie trzecie z tego "zrobią się same". Zakładając, że rynek deweloperski i produkcja mieszkań będzie szła w takim tempie, jak dzisiaj, to oznacza jakieś dwa miliony mieszkań – dodał.
Rząd od dwóch lat pracuje nad programem Mieszkanie Plus i efekt jest taki, że w jego ramach nie powstało ani jedno mieszkanie. Ba – żadne nie jest w budowie! Jak to możliwe, skoro rząd chwali się oddawaniem pierwszych lokali?
Różne wersje Mieszkania Plus
Według pierwszych założeń programu Mieszkanie Plus do Krajowego Zasobu Nieruchomości mają trafiać grunty państwowe, na których będą powstawały tanie mieszkania. KNZ został oficjalnie powołany do życia dopiero jesienią 2017 roku, nie dysponuje jeszcze żadnymi gruntami i nie rozpisał żadnego przetargu na budowę. Ta instytucja – jeśli faktycznie działa – jest w fazie rozruchu.
Trudno przypuszczać, by w ciągu kilku miesięcy pozyskała grunty, zorganizowała i rozstrzygnęła przetargi, zleciła pracę i odebrała mieszkania z ustawowo zagwarantowanymi czynszami w wysokości 8,50 zł za metr kwadratowy.
Jednak w ramach programu Mieszkanie Plus rząd zorganizował komercyjną protezę, formalnie nazywaną pilotażem. BGK Nieruchomości, czyli spółka córka państwowego banku, zleca deweloperom budowę i kupuje od nich gotowe budynki. W ramach współpracy z samorządami, BGK Nieruchomości jest inwestorem od samego początku czyli powstawania projektu, poprzez wybór generalnego wykonawcy, proces budowlany, aż do komercjalizacji nieruchomości.
Mieszkania są następnie wynajmowane chętnym lokatorom. Nie ma tu mowy o regulowaniu wysokości czynszów, wynoszą one jak na razie ok. 20 zł za metr kwadratowy. BGK Nieruchomości nie może dokładać do tego interesu, więc czynsze niższe nie będą.
Nie wiadomo też skąd premier Morawiecki wziął liczbę 25 tysięcy mieszkań w budowie. W komercyjnej odnodze programu buduje się teraz ok. 2 tysięcy mieszkań. Może premier chciał powiedzieć 2,5 tysiąca, ale nie zauważył przecinka? To jedyne sensowne wytłumaczenie.
Tanie mieszkania podejrzanie drogie
Pierwotnie pojawiły się informacje, że w Jarocinie, okrzykniętym pierwszym miastem, które „poradziło sobie z programem Mieszkanie Plus”, za lokal o powierzchni 30 metrów kwadratowych łączna opłata sięgnie prawdopodobnie 800 złotych, zaś na lokal o powierzchni 55 metrów kw. – 1300 złotych. Jednak jarociński TBS sprostował te dane, podkreślając, że stawka czynszu wyniesie 11-12 złotych za mkw. (w zależności od lokalizacji nieruchomości). W efekcie wynajem 55-metrowego mieszkania będzie kosztował 605 - 660 zł, zaś 35-metrowego od 385 do 420 zł. Do tego trzeba będzie jeszcze doliczyć koszt ogrzewania i zużycia mediów.
Same budynki nie mają nic wspólnego z rządowym programem, oprócz tego, że politycy partii rządzącej uwielbiają się przy nich fotografować.
Rok 2017 był dla polskiego budownictwa rekordowy. Do użytku oddano prawie 180 tysięcy mieszkań. Ale to nie zasługa rządu. W latach 70. tempo było dużo wyższe – wtedy rocznie powstawało nawet 260 tysięcy mieszkań. I budowę mniej więcej tylu może zlecić BGK Nieruchomości – oczywiście nie w ciągu jednego roku, ale 12 lat.
– W ciągu najbliższych 12 lat będziemy mogli dużym wysiłkiem sfinansować zbudowanie 200, może 250 tysięcy mieszkań. Natomiast to, co robimy, jest po to, by przetrzeć szlaki, pokazać prywatnym inwestorom, że tu jest biznes, że można na tym zarobić pieniądze – mówił w TOK FM Mirosław Barszcz, prezes BGK Nieruchomości.
Również eksperci cytowani przez TVN24 nie wierzą w to, by Morawiecki dał radę zbudować 100 tys. mieszkań w półtora roku. Twierdzą dyplomatycznie, że byłby to nie lada wyczyn, ale raczej nie dają mu szansy na zrealizowanie tej obietnicy.